Will.i.am, guru muzyki pop, po dwóch latach opóźnienia wydał wypełniony megagwiazdorskimi duetami album. Miał nazywać się „Czarny Einstein” i stanowić opus magnum czarnoskórego artysty. Amerykanin, który sprzedał na świecie miliony płyt, postanowił dać jednak przykład skromności. Zdecydował się na mniej górnolotną autoreklamę najnowszej twórczości. „#willpower” też brzmi mocno.
Nie odmówił sobie za to przyjemności pokazania się w wideoklipie z Britney Spears ze złotą wizytówką „Król” na czapce bejsbolówce. Zażartował ze zmiany społecznych hierarchii: oto wychowani w murzyńskich gettach gwiazdorzy wiodą dziś królewskie życie, wpływają na styl bycia milionów.
Każdy, kto lubi nowoczesny pop czerpiący z dawnego disco, zakocha się w tej płycie. Jest świetna do klubu, na imprezy. Pasuje też do jazdy kabrioletem – jak ktoś ma. Lub znajdzie okazję. Najlepiej w ciepłym klimacie.
Tempo jazdy podkręcają zaproszeni goście. Britney Spears komentuje plotki na temat swojej rozwiązłości seksualnej. Zaprasza na parkiet Chris Brown, odchodzący i powracający do Rihanny, „damski bokser”. Jest bożyszcze nastolatek, czyli Justin Bieber, a także Miley Cyrus. O tym, że will.i.am (swój pseudonim każe pisać z małej litery) cieszy się poważaniem nawet u seniorów, świadczy piosenka zaśpiewana razem z Mickiem Jaggerem.
Żeby było trochę retro, całość rozpoczynają trzaski winylowego krążka. A kończy przeróbka ragtime'u.
Słowa wygina
Urodzony w 1975 roku will.i.am pochodzi z pierwszego pokolenia czarnoskórych gwiazd, które nie przeżyły koszmaru rasizmu, jak generacja Whitney Houston. On i jemu podobni, mogli budować potęgę afroamerykańskich środowisk, czego ukoronowaniem stała się prezydentura Obamy.