Największe zaskoczenie przynosi kompozycja „God Is Dead?". Tytuł jest grą z wizerunkiem zespołu. Black Sabbath wielokrotnie oskarżano o lansowanie satanizmu. Czarne kostiumy, okultystyczne teksty, a i prowokacje wokalisty, który pożerał na koncertach głowy nietoperzy i gołębi, potwierdzały ten image.
Piosenka przedstawia apokaliptyczną wizję świata – kaskady krwi, rzeki zła, koszmar codzienności i brak perspektyw. Puenta jest zaskakująca: Ozzy wykrzykuje, że nie wierzy, by Bóg umarł. W finale „Dear Father" słyszymy odgłosy padającego deszczu i dźwięk dzwonów, dokładnie taki sam jak na początku debiutanckiej płyty. Czas zatoczył koło.
Wcześniej planów reaktywacji zespołu w pierwszym składzie było wiele. Skończyło się na tym, że w 1998 r. muzycy wydali jedynie koncertowy „Reunion" z dwoma nowymi piosenkami „Psychoman" i „Selling My Soul". Potem spotkali się jeszcze w studiu w 2001 r., jednak dla Osbourne'a ważniejsze okazały się nagrania solowe oraz kariera telewizyjna w widowisku „Rodzina Osbourne" pokazującym kulisy jego barwnego życia rodzinnego.
Nikt nie ma wątpliwości, że czas gonił muzyków. Ozzy nie ukrywa, że przy rockandrollowym trybie życie, jaki prowadzi, po tym gdy przepuścił przez organizm tony chemikaliów, narkotyków i alkoholu – a wbrew wcześniejszym deklaracjom często do nich wraca – każdy dzień może być ostatni.
Gitarzysta Tony Iommi stał już nad trumną, gdy w zeszłym roku zdiagnozowano u niego chłoniaka. Cudem zwalczył chorobę i dokończył komponować muzykę. Tylko basista Geezer Butler jest ostoją zdrowia. Najgorzej było z perkusistą Billym Wardem. W latach 90. nie brał udziału w koncertach, bo dostał zawału serca. Teraz może spotkać go kolejny, ponieważ jako jedyny członek oryginalnego składu nie wziął udziału w nagraniach. Trzynastka jest dla niego naprawdę pechowa – koledzy nie zaproponowali mu odpowiedniego kontraktu, dlatego ostatecznie zrezygnował z podpisania umowy. W studiu Warda zastąpił Brad Wilk, bębniarz Rage Against The Machine.
Wszyscy fani zastanawiali się, jakie będzie muzyczne oblicze albumu, bo zespół miał przecież różne stylistyczne odsłony. Pomijając krótkie okresy współpracy z Ianem Gillanem i Glennem Hughes, jeden z ważniejszych przypadł na czas po odejściu Osbourne'a, gdy zastąpił go James Ronnie Dio, były wokalista Rainbow. Dla wielu nagrane z jego udziałem płyty „Mob Rules" i „Heaven And Hell" to ważne pozycje w dorobku formacji. Na tyle istotne, że gdy w ostatniej dekadzie Osbourne bojkotował propozycje wspólnego grania z kolegami, koncertowali i nagrywali z Dio pod szyldem Heaven And Hell. Ten rozdział zamknęła śmierć wokalisty, który zmarł po krótkiej chorobie na raka. Grupa miała do wyboru podążyć tropem nagrań z początku kariery lub też nawiązać do gitarowo-syntezatorowego brzmienia z końca lat 70.