13 album Black Sabbath z Ozzym Osbourne'em

Jutro premiera „13", pierwszego od 25 lat studyjnego albumu Black Sabbath z Ozzym Osbourne'em – pisze Jacek Cieślak

Publikacja: 10.06.2013 18:41

Black Sabbath A.D. 2013: Geezer Butler, Ozzy Osbourne, Tony Iommi

Black Sabbath A.D. 2013: Geezer Butler, Ozzy Osbourne, Tony Iommi

Foto: Universal Music

"Czy to koniec początku? Czy może początek końca? Tracisz kontrolę czy zwyciężasz? Grasz naprawdę czy udajesz?".

Zobacz na Empik.rp.pl

Tymi sakramentalnymi pytaniami zaczyna się pierwszy od 25 lat studyjny album Black Sabbath, gigantów hard rocka, nagrany z Ozzym Osbourne'em. Dobry, choć bez rewelacji.

Od pierwszych dźwięków nie ma wątpliwości, że grupa nawiązała do debiutanckiej płyty – najcięższej, najbardziej mrocznej, a jednocześnie czerpiącej z bluesa. „End Of Begining" stanowi kontynuację tytułowej kompozycji „Black Sabbath" z 1970 r. Odpowiedzialny za to jest producent albumu – słynny Rick Rubin. Już podczas pierwszego spotkania z muzykami w studiu, zamiast wysłuchać ich pomysłów, odtworzył im właśnie debiutancki krążek. W najżywszy sposób konwencja pierwszej płyty została przetworzona w „Domaged Soul". Tony Iommi imponuje bluesowymi solówkami, ożywczo brzmi partia harmonijki ustnej w wykonaniu Ozzy'ego. Tego rodzaju witalności w innych kompozycjach brakuje mi najbardziej.

Ballada „Zeitgeist" nagrana z towarzyszeniem gitary akustycznej i bębenków nawiązuje do „Planet Caravan" z „Paranoid" nawet w formie aranżacji partii wokalnej zniekształconej przez przetworniki. Czasu nie da się jednak zatrzymać: „Zeitgeist" nie umywa się do swojego pierwowzoru. W stylistyce „Paranoid" i „Master Of Reality" utrzymane jest „Age Of Reason" – ciężkie, z niezwykle brutalną partią basu.

Największe zaskoczenie przynosi kompozycja „God Is Dead?". Tytuł jest grą z wizerunkiem zespołu. Black Sabbath wielokrotnie oskarżano o lansowanie satanizmu. Czarne kostiumy, okultystyczne teksty, a i prowokacje wokalisty, który pożerał na koncertach głowy nietoperzy i gołębi, potwierdzały ten image.

Piosenka przedstawia apokaliptyczną wizję świata – kaskady krwi, rzeki zła, koszmar codzienności i brak perspektyw. Puenta jest zaskakująca: Ozzy wykrzykuje, że nie wierzy, by Bóg umarł. W finale „Dear Father" słyszymy odgłosy padającego deszczu i dźwięk dzwonów, dokładnie taki sam jak na początku debiutanckiej płyty. Czas zatoczył koło.

Wcześniej planów reaktywacji zespołu w pierwszym składzie było wiele. Skończyło się na tym, że w 1998 r. muzycy wydali jedynie koncertowy „Reunion" z dwoma nowymi piosenkami „Psychoman" i „Selling My Soul". Potem spotkali się jeszcze w studiu w 2001 r., jednak dla Osbourne'a ważniejsze okazały się nagrania solowe oraz kariera telewizyjna w widowisku „Rodzina Osbourne" pokazującym kulisy jego barwnego życia rodzinnego.

Nikt nie ma wątpliwości, że czas gonił muzyków. Ozzy nie ukrywa, że przy rockandrollowym trybie życie, jaki prowadzi, po tym gdy przepuścił przez organizm tony chemikaliów, narkotyków i alkoholu – a wbrew wcześniejszym deklaracjom często do nich wraca – każdy dzień może być ostatni.

Gitarzysta Tony Iommi stał już nad trumną, gdy w zeszłym roku zdiagnozowano u niego chłoniaka. Cudem zwalczył chorobę i dokończył komponować muzykę. Tylko basista Geezer Butler jest ostoją zdrowia. Najgorzej było z perkusistą Billym Wardem. W latach 90. nie brał udziału w koncertach, bo dostał zawału serca. Teraz może spotkać go kolejny, ponieważ jako jedyny członek oryginalnego składu nie wziął udziału w nagraniach. Trzynastka jest dla niego naprawdę pechowa – koledzy nie zaproponowali mu odpowiedniego kontraktu, dlatego ostatecznie zrezygnował z podpisania umowy. W studiu Warda zastąpił Brad Wilk, bębniarz Rage Against The Machine.

Wszyscy fani zastanawiali się, jakie będzie muzyczne oblicze albumu, bo zespół miał przecież różne stylistyczne odsłony. Pomijając krótkie okresy współpracy z Ianem Gillanem i Glennem Hughes, jeden z ważniejszych przypadł na czas po odejściu Osbourne'a, gdy zastąpił go James Ronnie Dio, były wokalista Rainbow. Dla wielu nagrane z jego udziałem płyty „Mob Rules" i „Heaven And Hell" to ważne pozycje w dorobku formacji. Na tyle istotne, że gdy w ostatniej dekadzie Osbourne bojkotował propozycje wspólnego grania z kolegami, koncertowali i nagrywali z Dio pod szyldem Heaven And Hell. Ten rozdział zamknęła śmierć wokalisty, który zmarł po krótkiej chorobie na raka. Grupa miała do wyboru podążyć tropem nagrań z początku kariery lub też nawiązać do gitarowo-syntezatorowego brzmienia z końca lat 70.

– Nie mam ulubionej płyty Black Sabbath, jednak dwie ostatnie, które nagraliśmy razem w latach siedemdziesiątych, czyli „Technical Ectasy" i „Never Say Die!", lubię najmniej – powiedział Ozzy Osbourne w wywiadzie dla „Metal Hammer", przecinając spekulacje.

Teraz przed muzykami mordercza trasa koncertowa. W Polsce nie zagrają. Najbliżej naszego kraju wystąpią w czeskiej Pradze 7 września.

"Czy to koniec początku? Czy może początek końca? Tracisz kontrolę czy zwyciężasz? Grasz naprawdę czy udajesz?".

Zobacz na Empik.rp.pl

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"