Czy wystawiać jego muzyczne dramaty klasycznie, a może bardziej ludycznie, na spektaklach plenerowych? A może w dzisiejszych galopujących czasach zaproponować skrócone wersje bardzo długich i monumentalnych utworów?
W Monachium traktuje się Wagnera z szacunkiem i kultywuje tradycję. W żadnym innym mieście nie odbyło się tyle prapremier jego oper, co właśnie tu: „Tristana i Izoldy", „Śpiewaków norymberskich", „Złota Renu", „Walkirii" i „Die Feen". Ta ostatnia była pierwszą operą Wagnera napisaną w 1835 r., a pokazano ją dopiero pięć lat po jego śmierci, w 1888 r.
Artysta i władca
– Mamy wobec kompozytora szczególny dług – mówi „Rz" Andreas Friese z Opery Monachijskiej. – Największym wyzwaniem w tym roku było przygotowanie na wakacyjny festiwal prezentacji 22 dzieł, wśród nich aż dziesięciu utworów Wagnera. A pokazujemy to wszystko w ciągu zaledwie czterech tygodni.
Rzeźba Richarda Wagnera, obok podobizn Wolfganga Amadeusza Mozarta i Richarda Straussa, zdobi hall odbudowanego w 1963 roku imponującego gmachu. Jego widownia liczy 2700 miejsc. Jest królewska loża dla 12 widzów, z której miał zwyczaj oglądać spektakle Ludwik II, król Bawarii, wielki promotor Wagnera. I mimo trudnej przyjaźni łączącej władcę i artystę, bez finansowego wsparcia tego pierwszego nie powstałyby największe dzieła z „Pierścieniem Nibelunga" na czele. W Operze Monachijskiej w trakcie wielkiego festiwalu muzycznego odbywał się pokaz „Rigoletta", w którym tytułową partię śpiewał Polak Andrzej Dobber. – To wspaniały baryton, bardzo subtelny głos – komplementuje naszego artystę Andreas Friese.