Dziś już wiemy, że chodziło o świat... nie z tego świata. Tymczasem w naszym mnożą się zamknięte osiedla. A w piątkowy wieczór, by wejść do klubu, trzeba się zastosować do zasad dress code'u. Często nieprzewidywalnych, bo improwizowanych przez ochroniarzy. Tym bardziej imponują osoby zwane „harpunami".
Wedle Wikipedii harpun to „miotana broń myśliwska w postaci grotu z zadziorami, osadzonego na drzewcu, wykorzystywana do polowania na duże zwierzęta morskie, przede wszystkim wieloryby". Są też, niestety, harpuny domowe. Jak informuje portal TVN 24: „Mąż wstrzelił jej harpun w głowę. Cudem przeżyła (...). Do wypadku doszło w małym mieście Arraial do Cobo (...). Kobieta krzątała się w kuchni, w której siedział też jej mąż, czyszczący nabitą wyrzutnię harpunów".
Oczywiście, zarówno przed zamkniętymi osiedlami, jak i wśród wchodzących do klubów, gdzie obowiązuje dress code, nikt jeszcze nie widział (na szczęście!) ani „miotanej broni myśliwskiej", ani nawet harpunnika. To niezbity dowód, że gdy pada określenie „harpun" w kontekście pokonywania bariery lub innej przeszkody, możemy mieć do czynienia ze znaczeniem przenośnym.
Harpun to człowiek, który przebije się przez wszystkie możliwe zapory, wbije do najbardziej strzeżonego klubu. Nic w tym złego: muzyka łagodzi obyczaje. Gorzej, gdyby „harpun" zaczął działać na osiedlu.