Franciszek tańczy z grupą Muse

Koncertowy album tria „Live at Rome Olympic Stadium" podgrzewa oczekiwanie fanów na nową studyjną płytę - pisze Jacek Cieślak.

Publikacja: 22.01.2014 01:18

Muse Live at Rome Olympic Stadium Warner Music Polska, CD, 2013

Muse Live at Rome Olympic Stadium Warner Music Polska, CD, 2013

Foto: materiały prasowe

Monumentalny rzymski stadion, pokazany w podwyższonej rozdzielczości 4K, znakomicie podkreśla spektakularność muzyki angielskiego tria, w której jest histeria i zapowiedź końca naszej cywilizacji.

Zobacz na Empik.rp.pl

Koncert oglądany przez 60 tysięcy fanów rozpoczęło pompatyczne „Supremacy", utrzymane w bondowskiej stylistyce, a poprzedziły go dramatyczne newsy o wyczerpaniu się złóż energii i braku nowych. Następuje erupcja fajerwerków, eksplodują ogniem makiety kominów umieszczone ponad gigantycznymi ekranami.

Potem aura koncertu gwałtownie się zmienia. Muse postawiło na nowe, odbiegające od dawnej stylistyki popowe przeboje, w tym funkowe „Panic Station". Włosi entuzjastycznie reagują na animację, której bohaterowie seksownie tańczą. Nie byle jacy! Są wśród nich bowiem Barack Obama, Angela Merkel... i papież Franciszek.

Najwięcej dramatyzmu ma „Animals", które współtworzy teatralny pamflet na polityków i bankierów. Jednego z nich obserwujemy najpierw na telebimie, po czym pojawia się na scenie z diaboliczną pantomimą.

Głównym rekwizytem jest zwitek banknotów euro, którymi szasta na lewo i prawo. W finale stadion zalewa deszcz pieniędzy ulegających inflacji. Muzyczna recepta jest natychmiastowa – to „Knights of Cydonia" ze słowami „Ty i ja musimy walczyć o swoje prawa/ Ty i ja musimy zwyciężyć".

Chwilę uspokojenia przynosi fortepianowa ballada „Explorers".

Lider Matthew Bellamy nie potrafi jednak wytrzymać bez gitary w ręku, dlatego już intro „Hysterii" eksploduje sprzężeniami, potem dochodzi potężny popis na basie i słyszymy Muse w formie, która pozwala ich nazywać królami nowoczesnego hard rocka. Refren śpiewają dziesiątki tysięcy fanów.

Po „Plug in Baby" Muse przesunęli swoje szeregi na długi wybieg, skąd Bellamy śpiewa emocjonalne „Resistance" z epickim, melodramatycznym refrenem wzywającym do buntu przeciwko establishmentowi.

Nie zabrakło „Follow Me" i „Madness", a wielki finał rozpoczyna „Undisclosed Desires". Gorące przyjęcie ma jak zwykle glamowe „Uprising": „Nie zmuszą nas do niczego/ Przestaną nas poniżać/ Przestaną nas kontrolować/ Zwyciężymy, naprzód!".

Matthew Bellamy zaśpiewał te wersy, zwielokrotniony przez trikowe zdjęcia – na ekranie mamy całą armię Bellamy'ego. Pewnie do żadnego powstania nikogo nie poprowadzi. Żyjemy przecież w epoce wirtualnego cyrku. To jednak dobrze, że w czołówce światowego rocka jest facet, który pośród głównych lektur ma nie tylko instrukcję obsługi smartfona, lecz także „Rok 1984" Orwella.

Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla