Reklama

Kochankowie każdej epoki

„Romeo i Julia" w Operze Narodowej pokazuje odwieczną walkę ?o miłość. Szekspir jest tu pretekstem - pisze Jacek Marczyński.

Aktualizacja: 11.03.2014 13:50 Publikacja: 10.03.2014 01:13

Paweł Koncewoj (Tybalt – w środku) w jednej ze świetnych scen zbiorowych spektaklu

Paweł Koncewoj (Tybalt – w środku) w jednej ze świetnych scen zbiorowych spektaklu

Foto: TW-ON, Ewa Krasucka Ewa Krasucka

Jest w tym przedstawieniu powtarzający się obraz Julii przechodzącej przez tłum obojętnych ludzi. Czas zdarzeń zmienia się, samotność, bezradność i rozpaczliwe poszukiwanie Romea wciąż trwa.

Zobacz galerię zdjęć

Krzysztof Pastor potrafił oderwać się od bagażu inscenizacyjnego „Romea i Julii". Niezależnie, czy do tego najważniejszego baletu klasycznego XX wieku z muzyką Sergiusza Prokofiewa brali się Rosjanie, czy choreografowie zachodni, mieliśmy próby odmalowania na scenie renesansowej Werony z pięknymi strojami i pojedynkiem na szpady.

W Operze Narodowej kostiumy Tatyany van Walsum są w bieli, czerni, z niewielkim dodatkiem żywszych barw. Nic nie rzuca się w oczy, niemal uliczna codzienność. Ale Krzysztof Pastor nie uległ też częstej pokusie łatwego uwspółcześnienia Szekspira. Powstało już tyle spektakli umieszczających Romea i Julię w świecie dzisiejszych konfliktów, na Bliskim Wschodzie lub na Bałkanach.

Przedpremierowe zapowiedzi ujawniały, że akcja ma się rozgrywać we Włoszech, od lat 30. do końca XX wieku. Te konteksty są jedynie zasygnalizowane; czarnymi koszulami mężczyzn czy rockandrollowymi sukienkami. Pastor nie wdaje się w analizy historyczne, dla niego liczy się to, że mijają epoki, a miłość Romea i Julii nie może się spełnić.

Reklama
Reklama

Powodem jest zaś nie tyle waśń rodów, ile konflikt interesów: społecznych, grupowych, ale i jednostek. Ojciec Julii ma wobec córki inne plany i nie jest to rzecz niespotykana i w naszych czasach. Przy takim odczytaniu tragedii Szekspira ważnym bohaterem staje się zbiorowość. Pastor odrzucił klasyczne wzory eksponujące w balecie kolejne pas de deux kochanków. Zespół stawał się wówczas dodatkiem w scenie balu czy w rodzajowych obrazkach na placu w Weronie.

W obecnej wersji epizody liryczne zostały wtopione w tok akcji lub okrojone, jak choćby zaślubiny kochanków. W części pierwszej dominują sceny zbiorowe – dynamiczne, efektownie skontrastowane i dobrze zatańczone przez Polski Balet Narodowy. Pokazują siłę i dominację społeczności, której los Julii jest obojętny.

Część druga to dramaturgiczne rozwinięcie charakterów. Mamy więc prymitywnego, szorstkiego Tybalta (Paweł Koncewoj) i zwinnego, o kocich ruchach, a szydzącego ze wszystkich Mercutia (Carlos Martin Perez). Ich pojedynek to świetna scena, popis indywidualności wykonawców, ale i kwintesencja choreograficznego stylu Pastora, który zniuansowaną historię potrafi opowiedzieć czystym tańcem.

Ojciec Julii (Wojciech Ślęzak) to brutalny macho. W konfrontacji z nim Aleksandra Liaszenko pokazuje bezbronność, kruchość i zagubienie swej bohaterki. Tworząc przejmującą postać Julii, potrafiła oderwać się od wzorów innych wykonawczyń, czego nie można powiedzieć o Maksimie Wojtiulu. Romea potraktował jak kolejnego romantycznego kochanka, w którego nieraz się wcielał.

Muzyka Prokofiewa jest dramatyczna, gwałtowna, ale też subtelna i liryczna, a w wykonaniu orkiestry Opery Narodowej pod dyrekcją Łukasza Borowicza pełna mięsistych brzmień.

Kultura
Sztuka 2025: Jak powstają hity?
Kultura
Kultura 2025. Wietrzenie ministerialnych i dyrektorskich gabinetów
Kultura
Liberum veto w KPO: jedni nie mają nic, inni dostali 1,4 mln zł za 7 wniosków
Kultura
Pierwsza artystka z niepełnosprawnością intelektualną z Nagrodą Turnera
Kultura
Karnawał wielokulturowości, który zapoczątkował odwilż w Polsce i na świecie
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama