Kiep, ale inny, niż Zagłoba myślał

Kto nie słyszał powiedzenia, że podróże kształcą! Nawet jeśli ktoś nie słyszał – na pewno nieraz dowiedział się sporo o świecie właśnie, opuszczając miejsce zamieszkania. Zdarzyła mi się taka sytuacja – służbowo, w minioną niedzielę. Starałem się podróżować jak najtaniej, a jednocześnie jak najkrócej, dlatego zamiast przewoźnika kolejowego, mniejsza o nazwę, wybrałem przewoźnika autobusowego, któremu nie chciałbym robić reklamy, bo już słynny dramaturg Paweł Demirski napisał, że tą linią wygodnie jest podróżować – jak ktoś nie ma nóg.

Antyreklamę przewoźnik robi sobie sam. Wi-Fi nie działa, za co odpowiada oczywiście operator sieci, a nie linia autobusowa, która, tak się przez przypadek złożyło, zachęca do podróży, oferując darmowy internet. Jak wiadomo, za darmo nic nie ma. I to też jest prawda, której można doświadczyć, podróżując.

Ze wspomnianej podróży cenię sobie jednak najbardziej wiedzę językową pozyskaną od młodych turystek, które dopytywały się koleżanek: „Kiedy będzie przerwa na kiepa?" O ile dobrze pamiętam, w „Potopie" Zagłoba wspominał o kiepie, mając na myśli głupca. Z czasów, kiedy paliłem jeszcze papierosy, zapamiętałem, że kiepem nazywano niedopałki. Skąd u dziewcząt podróżujących ekskluzywną europejską linią autobusową ochota na niedopałki? Wszystko wyjaśnił tak zwany kontekst sytuacyjny, z którego domyśliłem się, że kiepy to dziś papierosy. Chciało mi się powiedzieć, że tylko kiepy palą. Ale, jakby co, nie powiedziałem!