Nastała moda na opracowania drobiazgowych kronikarzy. Po niedawnym liczącym ponad 700 stron opisaniu początków jazzu w Polsce międzywojennej (Wydawnictwo Literackie), Iskry wydały jeszcze grubszy trzeci tom historii naszej muzyki rozrywkowej.
Autor Dariusz Michalski zajął się latami 1958–1973, a więc czasem przełomu. Na estrady wkroczyła wówczas młodzież śpiewająca dla swoich rówieśników.
Wciąż mamy kłopot, jak nazwać to, co wtedy się narodziło. To przecież nie był rock, ten zaczął się krystalizować w drugiej połowie lat 60., a wydoroślał w następnej dekadzie. Furorę zrobiło za to nic nieznaczące określenie bigbit wymyślone, by nie drażnić decydentów politycznie podejrzanym rock and rollem.
Pierwszy zespół Rhythm and Blues, od którego wszystko się zaczęło, w 1959 roku dostał zakaz występów na Śląsku od rządzącego tam Edwarda Gierka. Wkrótce potem tak stało się w całym kraju. Tej fali nie dało się jednak zatrzymać, a ona niosła ze sobą coraz więcej: fascynację rock and rollem i twistem, piosenki, którymi kokietowali młodzież całkiem dorośli twórcy („O mnie się nie martw"), przeróbki folkloru No To Co, protest songi Blackout, wyrafinowane kompozycje Skaldów.
Wszystko i jeszcze więcej zebrał teraz Dariusz Michalski. Tylko jeden rozdział poświęcony Trójmiastu, który stał się stolicą nowej muzyki, przynosi kilkadziesiąt nazw zespołów. Przytłaczająca większość zaginęła w mrokach historii.