Wokalna rewelacja naszych czasów - Kurt Elling wystąpi we wtorek w warszawskim klubie Palladium. Najwybitniejszy obecnie jazzowy wokalista, za jakiego jest uważany Kurt Elling, jest częstym gościem w Polsce. Ostatnio występował dwa lata temu na festiwalu Jazz nad Odrą we Wrocławiu i z okazji jubileuszu TVP Kultura w studiu telewizyjnym w Warszawie. Zaskoczył wszystkich śpiewając po polsku „Me jedyne niebo" i „Cichy zapada zmrok" z płyty Anny Marii Jopek i Pata Metheny'ego „Upojenie". Znakomity występ dał na festiwalu Warsaw Summer Jazz Days 2010. Co ciekawe, pięć lat wcześniej na jego koncert w Fabryce Trzciny przyszła tylko garstka jazzfanów zorientowanych, jakiej klasy wokalistą jest Kurt Elling.
W Palladium zaśpiewa utwory ze swoich ostatnich albumów: „The Gate" i najnowszego „1619 Broadway – The Brill Building Project". O tym, że na koncertach Kurt Elling jest klasą dla siebie, świadczy nagroda Grammy 2009 dla nagranej na żywo płyty „Dedicated to You: Kurt Elling Sings the Music of Coltrane and Hartman". Wokalista był nominowany do tej prestiżowej nagrody aż dziesięć razy, za każdy swój album.
Swą przygodę z jazzem zaczął w klubie Green Mill w Chicago, gdzie śpiewał co tydzień. W 1995 r. z pianistą Laurence'em Hobgoodem nagrał kasetę demo, która dzięki managerowi Billowi Trautowi dotarła do Bruce'a Lundvalla, szefa Blue Note Records. Dwa miesiące później Elling nagrał swój pierwszy album dla tej wytwórni. „Close Your Eyes" otrzymał nominację do Grammy rozpoczynając pasmo sukcesów fonograficznych i scenicznych artysty. Blue Note wydał sześć jego pierwszych albumów, a Concord cztery kolejne.
Bruce Lundvall od razu zwrócił uwagę na nowatorski styl śpiewania. Elling wsławił się adaptacją solówek wybitnych saksofonistów: Johna Coltrane'a, Wayne'a Shortera i Paula Desmonda. Później sięgnął po tematy innych wielkich jazzmanów: Pata Metheny'ego i Herbiego Hancocka. Do ich kompozycji napisał własne słowa inspirując się twórczością Rilkego, Prousta i Kerouaka. Jego mistrzami wokalistyki są: Mark Murphy, Jon Hendricks i Frank Sinatra. Zapożyczył od nich swobodny styl śpiewania i sugestywne interpretacje podkreślające znaczenie tekstów. Sprawia wrażenie, jakby śpiewając opowiadał zajmujące historie z własnego życia.
"Playboy Magazine" nazwał go w 1998 r. „najlepszym wokalistą lat 90.", a "Jazz Review" napisał, że „może wkrótce okazać się najwybitniejszym wokalistą wszech czasów".