Izraelski kontrabasista Avishai Cohen zaskarbił sobie sympatię warszawskiej publiczności koncertami na Rynku Starego Miasta podczas festiwalu Jazz na Starówce oraz w Klubie Palladium. Swój najnowszy album „From Darkness" Avishai Cohen Trio zaprezentuje w niedzielny wieczór w Muzeum POLIN o godz. 19. Wirtuozowi kontrabasu towarzyszyć będą: pianista Nitai Hershkovits i perkusista Daniel Dor. - Kiedy jestem w Polsce, zawsze podkreślam, że w czwartej części jestem Polakiem - wyznał na jednym z koncertów Avishai Cohen.
Miłośnicy jazzu na całym świecie zauważyli go na płytach Chicka Corei i jego sekstetu Origin. Słynny pianista usłyszał go zaś w nowojorskim klubie i szybko zaprosił do swojej grupy. Już wtedy Cohen miał za sobą współpracę z innym znakomitym pianistą Danilo Perezem i jego latynoskim trio. Na koncertach robił jeszcze lepsze wrażenie imponując ekspresyjnym stylem gry. Występował też z Bobbym McFerrinem i trębaczem Royem Hargrove'em.
Avishai urodził się w kibucu Kabri na północy Izraela. W wieku dziewięciu lat zaczął się uczyć gry na fortepianie, ale kiedy pięć lat później usłyszał nagrania legendarnego basisty Jaco Pastoriusa, porzucił fortepian i chwycił za gitarę basową. Obowiązkową służbę wojskową miał szczęście odbyć w orkiestrze Armii Izraela. Po wojsku uczył się gry na kontrabasie u Michaela Klinghoffera. Ten zachęcił go do kontynuacji nauki w USA. Aby przetrwać w Nowym Jorku, grał na ulicach, w metrze, pracował jako robotnik na budowach. A wieczorami chodził z instrumentem po klubach i szukał szansy zagrania z różnymi zespołami. Praca fizyczna wzmocniła jego dłonie na tyle, by mógł dociskać i szarpać struny kontrabasu silniej niż inni basiści. Po roku dostał się na studia w Mannes College The New School for Music.
- Kiedy zadzwonił do mnie Chick Corea z propozycją przyłączenia się do jego nowego zespołu Origin, nie mogłem uwierzyć własnym uszom - wspomina Avishai Cohen. Razem nagrali cztery albumy, odbyli kilka światowych tras koncertowych. Mogłem podziwiać występ sekstetu Origin na North Sea Jazz Festival w Hadze i zauważyłem, że kontrabasista wybijał się na najważniejszego obok lidera muzyka. Później z entuzjazmem oklaskiwałem tam trio kontrabasisty. Pasja, wirtuozeria i zapamiętanie, z jakim grał solówki była godna podziwu, owacji i każdych pieniędzy za bilet.
Swą klasę potwierdził też na koncertach w Polsce. W jego muzyce, obok głównego nurtu jazzu, pojawiły się kompozycje z pogranicza world music. Do dziś wplata motywy żydowskiego folkloru i śpiewa tradycyjne piosenki, choć na najnowszym albumie nie są tak wyraźne, jak na wcześniejszych.