Skąd pomysł, by na rocznicę 250-lecia teatru publicznego w Polsce „Straszny dwór" reżyserował Brytyjczyk, David Pountney?
Waldemar Dąbrowski: Traktujemy „Straszny dwór" jak naszą narodową wartość, ikonę dorobku operowego, który jednak nie jest tak bogaty jak w wielu innych kulturach. Przez lata nasi twórcy, na czele z niestrudzoną Marią Fołtyn, zmagali się z zadaniem pokazania dzieł Moniuszki światu. Powierzenie obecnej realizacji Davidowi Pountneyowi jest dla mnie próbą ostateczną, pytaniem o to, czy twórca o spojrzeniu z nieco innego, choć europejskiego, kręgu kulturowego potrafi wydobyć ze „Strasznego dworu" wartości, które pozwolą temu dziełu żyć na scenach światowych.
Dał pan Davidowi Pountneyowi wolną rękę w traktowaniu opery Moniuszki?
Poprosiłem go, by spróbował odnaleźć prawdziwy sens, który nie jest zapisany wprost w libretcie. „Straszny dwór" z uwagi na cenzurę carską jest nasycony wieloma niuansami. To one sprawiły, że stał się tak ważny dla Polaków zarówno w chwili prapremiery, jak i w całych scenicznych dziejach. Dałem mu wolną rękę, ale też poprosiłem, by postudiował polskie malarstwo, poznał bliżej czasy, kiedy „Straszny dwór" powstał, ale i te, w których toczy się akcja, a więc epokę, gdy Polska jest wolna, ale jej zmierzch jest już przeczuwany. Ostatnia prezentacja koncepcji scenograficznej nam się podobała.
Nie boi się pan głosów obrońców tradycji, którzy będą wybrzydzać na zagranicznych realizatorów?
Świat teatru jest po to, by prowadzić żywą rozmowę z tradycją i ze współczesnością i żeby być otwartym na inne rozumienie tego, co dobrze znane. Nieustanne trzymanie się kontusza nie jest drogą prowadzącą do odkrywania prawdziwych wartości „Strasznego dworu" w naszych czasach, co nie znaczy, że w koncepcji Davida Pountneya nie będzie odniesień do tradycji sarmackich.
Ta premiera będzie głównym punktem obchodów 250-lecia teatru publicznego w Polsce?
Zaczęliśmy je znacznie wcześniej, premierą „Cudu, albo Krakowiaków i Górali". Spektakl, nasycony energią młodych wykonawców, wróci na scenę po wakacjach, potem pojedzie do różnych miast w kraju. Niektórzy krzywili się, że postanowiliśmy wystawić ten utwór, a powstało widowisko atrakcyjne i mądre. Mieliśmy premierę baletu „Casanova w Warszawie" opartą na pamiętnikach Casanovy, który podczas wizyty w Polsce uczestniczył w pierwszych spektaklach teatru publicznego w Warszawie. A na 12 września wspólnie z Teatrem Narodowym i Akademią Teatralną przygotowujemy promenadę artystyczną na placu Teatralnym, wielkie spotkanie świata opery, muzyki i teatru. Mam nadzieję, że okaże się atrakcyjne nie tylko dla mieszkańców Warszawy. Premiera „Strasznego dworu" stanie się kulminacją tych obchodów, tym bardziej, że towarzyszyć jej będzie inna premiera – rejestracji i streamingu naszych przedstawień. Pracujemy nad tym od dłuższego czasu, to duży wysiłek, organizacyjny, finansowy i oczywiście technologiczny. Nasze spektakle zagoszczą w ten sposób na ekranach komputerów i telewizorów tych, którzy nie dostaną biletów do Teatru Wielkiego - Opery Narodowej.
Coraz więcej teatrów podejmuje takie próby.
Jako członkowie stowarzyszenia Opera Europa stworzyliśmy platformę, na którą 18 teatrów europejskich będzie dostarczać swoje produkcje. My w pierwszej kolejności pokażemy „Straszny dwór".