Niewielu jest równie utytułowanych gitarzystów co Satriani. Kiedy z Deep Purple odszedł Ritchie Blackmore, otrzymał propozycję zastąpienia lidera jednego z najsłynniejszych rockowych zespołów. Zgodził się tylko na tournée, bo nie chciał być porównywany z kompozytorem „Smoke on the Water". Potem poszedł własną drogą, wcześniej pomagał doskonalić styl gry takim tuzom, jak Kirk Hammett z Metalliki czy Steve Vai.
– Akompaniowałem też na gitarze solowej Mickowi Jaggerowi, kiedy śpiewał bez The Rolling Stones – powiedział mi w wywiadzie. – Dzięki temu miałem możliwość porównania, jak gra się z piosenkarzem, a jak wyłącznie instrumentalne kompozycje. Ten drugi rodzaj muzyki ma w sobie więcej tajemnicy, działa na wyobraźnię, pobudza ją. Nagrywając kolejne albumy, chcę zaś coraz lepiej wyrazić emocje. Zależy mi na stworzeniu własnego, rozpoznawalnego brzmienia. Śpiew by je rozmywał.
Nie znaczy to, że Satriani stroni od występów z wokalistami. Od kilku lat jest członkiem supergrupy Chickenfoot, którą tworzy z byłymi muzykami Van Halen: wokalistą Sammym Hagarem, basistą Michaelem Anthonym oraz perkusistą Chadem Smithem z Red Hot Chili Peppers. Ale chyba lepiej się czuje w świecie muzyki instrumentalnej, dlatego był inicjatorem projektu G3, pod którego szyldem koncertował z Robertem Frippem z King Crimson i Stevem Vaiem.
Piętnasty album w dyskografii otwiera nowy rozdział. – Nie mam nic przeciwko „Tommy'emu" The Who oraz innym concept albumom, ale nigdy nie byłem ich fanem – powiedział Joe Satriani magazynowi „Guitar World". – Zamknięta wewnętrznie formuła płyty okazała się jednak funkcjonalna i pomogła w pracy nad nowymi nagraniami. Stworzyła dramaturgię, uporządkowała muzyczne nastroje oraz klimaty. Sam dla siebie musiałem wymyślić historię, żeby podążać jej tropem, do końca ją zagrać, opowiedzieć.
To naprawdę dobrze zrobiło albumowi. Od poprzednich różni się dramaturgią. Wcześniej mieliśmy do czynienia z mniej lub bardziej pretekstowo traktowanymi motywami, które stanowiły kanwę do zagrania solówek lub riffów. Teraz można mówić o zrównoważeniu zarówno tempa, jak i form. Są epickie, ilustracyjne, wręcz filmowe, a także stanowią przebojowe miniepizody („Crazy Joey"). Satriani daje popis techniki gry, ale najbardziej zaskakująca jest niemal folkowo-country'owa uwertura „In My Pocket". Rozwija się w radośnie grany temat przemieszany z partią na harmonijce ustnej. Sporo jest też na płycie swingu, bluesa, a nawet dźwięków, jakich wcześniej Satriani nie grał.