Plusy zdecydowanie przeważały nad minusami, co więcej, 2015 rok przyniósł zdarzenia, które będą miały wpływ na nasze życie muzyczne w następnych latach. Przykładów na to można wyliczyć sporo.
Hitem stała się „Czarodziejska góra". Na spektakle na poznańskim Festiwalu Malta zjechały tłumy, także tych, którzy z reguły unikają kontaktów z operą współczesną. Małgorzata Sikorska-Miszczuk wykroiła z dzieła Tomasza Manna intrygującą opowieść, Mirosław Bałka stworzył niezwykłe kompozycje scenograficzne, a Andrzej Chyra wyreżyserował spektakl precyzyjnie w każdym geście. Zasłużenie dostał więc Nagrodę im. Konrada Swinarskiego, niesłychanie rzadko przyznawaną reżyserom przedstawień operowych.
„Czarodziejska góra" zaczęła wędrować po Polsce, a co najistotniejsze – kompozytor Paweł Mykietyn wytyczył nią nowe szlaki dla opery. Pokazał, że można się obejść bez tradycyjnej orkiestry, korzystać wyłącznie z dźwięków elektronicznych, a mimo to pozostać w rygorach ścisłej formy, w której muzyka zgodnie współistnieje z tekstem i teatrem. Od „Czarodziejskiej góry" rozpoczęły się dzieje opery polskiej w XXI wieku.
Potęga internetu
Również w 2015 roku Konkurs Chopinowski stał się imprezą nowego stulecia. Jeden z najstarszych konkursów świata potrafi oprzeć się zakusom komercjalizacji, pozostaje wierny regułom wypracowanym w ciągu 90 lat, a jednocześnie pokazauje, jak można korzystać z nowoczesnych mediów i portali społecznościowych. Dzięki transmisjom telewizyjnym, internetowym oraz własnej, świetnej stronie w sieci stał się imprezą globalną, choć nie umizgiwał się do milionowej widowni sztucznym lansowaniem gwiazd. Umożliwił natomiast kontakt z muzyką na najwyższym poziomie.
Nowoczesną technikę potrafiła wykorzystać Opera Narodowa, oferując Europie streamingową transmisję „Strasznego dworu". Okazało się, że nasze narodowe dzieło, podane w nowoczesnym kształcie, jest w stanie zainteresować zagranicznych widzów. W przeszłości tego typu próby kończyły się niepowodzeniem.