Hamlet Moniki Brodki

Czwarty album „Clashes" przynosi kolejną zmianę jej stylistyki, jednocześnie mistycznej i zmysłowej.

Aktualizacja: 09.05.2016 20:30 Publikacja: 09.05.2016 18:16

Poprzednia płyta Moniki Brodki sprzedała się w 110 tys. egz. Fot. Yulka Wilam

Poprzednia płyta Moniki Brodki sprzedała się w 110 tys. egz. Fot. Yulka Wilam

Foto: Kayax

Już poprzednia płyta – „Granda" z 2010 roku – potwierdziła, że zwycięstwo młodziutkiej, szesnastoletniej, wokalistki w „Idolu" w 2004 roku dało nam artystkę oryginalną, która nie będzie schlebiać komercji i tandecie.

Pierwsza płyta, „Album", złożona była z nowych wykonań klasyki pop, tymczasem druga również tytułem – „Moje piosenki" – stanowiła mocną deklarację niezależności.

Nowa płyta przynosi zmianę klimatu jej twórczości – pełnego oddalenia, zamyślenia, co znakomicie wyraża przebój „Horses", który w piątek uplasował się na drugim miejscu listy przebojów Trójki.

– Dużą inspirację podczas tworzenia „Clashes" stanowiły brzmienia organów oraz muzyka sakralna – powiedziała „Rzeczpospolitej" Monika Brodka. – Zależało mi bardzo, żeby w piosenkach oddać atmosferę mistycyzmu, który jest w muzyce sakralnej, tę wyjątkową aurę sacrum, a jednocześnie stworzyć kompozycje w moim stylu. Pracując nad płytą kilka lat, dużo czasu spędziłam sama ze sobą, w dużym skupieniu, wręcz w alienacji, przez co musiałam zajrzeć do swojego wnętrza i szczerze ze sobą porozmawiać. Odkryłam w sobie dużo melancholii i to pewnie przełożyło się na dźwięki.

Podczas komponowania albumu ważne były też filmy i lektury.

– Duże wrażenie zrobił na mnie film Herzoga „Dzwony z głębi", jak również „Święta góra" Jodorowsky'ego – ujawnia wokalistka. – Ten pierwszy mówi o zabobonach oraz wierzeniach na dalekiej Syberii. Jest w nim postać dzwonnika i koncert na dzwonach, który niesamowicie wpłynął na moją wyobraźnię. Tymczasem „Święta góra" urzekła mnie pod względem wizualnym, co wpłynęło na moje myślenie o koncertach i kostiumach. Czytałam również dużo poezji Ginsberga i Brechta, słuchałam Marii Callas. Zaś podczas pobytu w USA widziałam mnóstwo fantastycznych wystaw i jestem pewna, że one również miały wpływ na muzykę.

Monika Brodka nigdy nie ograniczała się do muzyki i rozwijała inne artystyczne pasje. „Grandę" ilustrowały jej zdjęcia zrobione jako wstęp do studiów w Akademii Fotografii. Od kilku lat trudno nie zauważyć częstej obecności wokalistki w teatrze, która łączy się również ze związkiem z Krzysztofem Garbaczewskim. To jeden z najważniejszych polskich reżyserów teatralnych – twórca „Hamleta" i „Pocztu królów polskich" w Narodowym Starym Teatrze czy „Burzy" i „Kronosa" w Teatrze Polskim we Wrocławiu.

– Teatrem bardzo często zajmują się ludzie obdarzeni specyficznym, niebanalnym rodzajem wyobraźni – mówi Brodka. – Taką właśnie wyobraźnię ma Krzysztof. Fascynuje mnie i z pewnością inspiruje. W teatrze pracuje wielu fantastycznych artystów, którzy tworzą imponujące scenografie, intrygujące obiekty plastyczne i niekonwencjonalną muzykę. Zaczynam z tego czerpać. Najbardziej interesuje mnie iluzja i akt kreacji.

Na płycie znalazła się m.in. piosenka „Hamlet". To drugi polski popowy utwór o tym tytule po wczesnej kompozycji Maanamu.

– Skomponowałam go do spektaklu „Hamlet" w Starym Teatrze w Krakowie, ale pojawił się w mojej głowie dużo wcześniej – podczas pracy nad „Kaligulą" w Stuttgarcie. Wtedy stworzyłam melodię. Nie rejestrowałam jej jednak i dopiero później, przy okazji krakowskiego przedstawienia, odtworzyłam ją z pamięci. Pomysł napisania piosenki do „Hamleta" pojawił się spontanicznie, a utwór powstał w zasadzie w jeden dzień. Na płycie znalazła się nowa wersja.

Inspiracją dla Brodki od zawsze były podróże. Z zespołem folklorystycznym Ziemia Żywiecka, który prowadził ojciec Moniki, zwiedzała Hiszpanię, Sardynię. Występowała wtedy na międzynarodowych festiwalach, śpiąc często w spartańskich warunkach. Teraz kontynuuje wyprawy w dalsze punkty globu, bywa, że w wybraźni. Dowodem są kompozycje „Haiti" i „Santa Muerte". Jednocześnie płyta nie ma charakteru składanki w stylu etno.

– Na Haiti nigdy nie byłam, ale ta piosenka od początku nosiła taki tytuł, a dopiero później powstał tekst, który podejmuje wątek kanibalizmu. Jak się okazuje, wciąż obecnego na Haiti! – opowiada wokalistka. – Najważniejsze w podróżach jest to, jak działają na zmysły. Najlepiej pamiętamy przecież zapachy, obrazy, coś ulotnego, co każdy odczuwa inaczej. Podróże to też historie spotkań z ludźmi. Na przykład piosenka „Horses" jest zarówno o bezdomności, jak i szaleństwie, które obserwowałam na ulicach Nowego Jorku, San Francisco czy Los Angeles.

Płyta jest zróżnicowana, jeśli chodzi o nastrój i dynamikę. „Funeral" i „Kyrie" powstały zdecydowanie w kontrze do punkowego „My Name Is Youth" czy „Up in the Hill".

– Moje muzyczne myśli idą wielotorowo – mówi Brodka. – Chciałam, żeby ta płyta była w pewnym sensie dramatyczna. Żeby historie były dynamiczne i pełne emocji. Czułam, że brak różnorodności w piosenkach spowoduje, że nie uzyskam takiego przekroju emocji, o jaki mi chodzi.

Tę różnorodność dobrze wyjaśnia tytuł „Clashes".

– Bardzo długo szukałam tytułu, który miałby wiele znaczeń – opowiada wokalistka. – Pojawił się właściwie z przypadku i telefonicznego nieporozumienia. Gdy menedżerka zapytała mnie, co z tytułem, odpowiedziałam: „Crashes", co ona zrozumiała jako „Clashes". Być może w innej sytuacji to słowo nigdy nie wpadłoby mi do głowy. Podoba mi się też, że pojawiło się jako wynik błędu. Po angielsku definiuje gwałtowną konfrontację bądź kolorystyczne zgrzyty, czyli kolory, które się gryzą. To bardzo pasowało do klucza, którego używałam, wybierając i zestawiając ze sobą instrumenty wykorzystane w nagraniach.

Kultura
Muzeum Polin: Powojenne traumy i dylematy ocalałych z Zagłady
Kultura
Jeff Koons, Niki de Saint Phalle, Modigliani na TOP CHARITY Art w Wilanowie
Kultura
Łazienki Królewskie w Warszawie: długa majówka
Kultura
Perły architektury przejdą modernizację
Kultura
Afera STOART: czy Ministerstwo Kultury zablokowało skierowanie sprawy do CBA?
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku