Ktoś, kto spojrzałby na spis utworów z nowej płyty „O zgubnym wpływie wyższych uczuć", a zna pana z satyrycznych występów na antenie Trójki, mógłby pomyśleć, że piosenka „Łajdak i świnia" jest polityczną satyrą. Tymczasem płyta jest poetycka. Kim pan jest: kąśliwym satyrykiem czy lirycznym balladzistą?
Piotr Bukartyk: Zastrzegam sobie prawo do bycia tym, kim w danej chwili mam ochotę. Może dlatego, że jestem albo bardzo smutny, albo bardzo wesoły, mam swój muzyczny elektorat. Interesują mnie tylko skrajne emocje. Wiem też, że spora część moich słuchaczy oczekuje ode mnie refleksyjnych ballad i często bierze je na poważnie. Niektóre z nich żyją potem swoim życiem i zdarza mi się usłyszeć je w wykonaniu ulicznego grajka, czy dzieciaków przy ognisku. Kiedyś Przemysław Myszor, gitarzysta grupy Myslovitz powiedział mi, że się uczył grać, wykonując moje „Dokąd się wybierasz", napisane lat temu 30 z hakiem. „Małgocha" też ma przecież ze 20 lat.
Te weselsze też mają podobne życie u słuchaczy?
Z tych weselszych wymieniłbym „Sznurek" – piosenkę o jaraniu blanta. Nigdy nie miała teledysku, nie była promowanym singlem, a rozeszła się pocztą ogniskową. Kiedy wyszedłem na dużą scenę Przystanku Woodstock, co dokumentuje DVD, nagle okazało się, że śpiewa ze mną tłum ludzi i wszyscy znają tekst. Fajnie. A ponieważ mam urodę radiową i nie interesują się mną kolorowe magazyny, mogę spokojnie, niezauważony przejść obok ulicznych grajków i cieszyć się, że nie wiedzą, że to właśnie ja trafiłem pod ich strzechy jak jakiś, za przeproszeniem, Mickiewicz..
Co decyduje, że pisze pan „Piosenkę dla Wojciecha Bellona" czy parodystyczne „Szampańskie wersety"?