Podobny do szefa Instytutu wniosek do prokuratury złożyli opozycyjni radni Rzeszowa, byli działacze opozycji i kombatanci. Uważają, że nadanie ulicy imienia jednego z najbardziej twardogłowych komunistów: członka przedwojennej Komunistycznej Partii Polski, żołnierza Armii Czerwonej i czołowego działacza partyjnego PRL, jest propagowaniem komunizmu. Powołują się na artykuł 256 kodeksu karnego, który mówi, że za publiczne propagowanie faszyzmu lub innego totalitarnego systemu państwa grozi kara do dwóch lat więzienia.
– To przestępstwo, bo komunizm był systemem totalitarnym i propagowanie go poprzez nadanie ulicy nazwiska sztandarowego funkcjonariusza tego systemu, czerwonoarmisty i komunisty, ma charakter publiczny – mówi pierwszy przywódca rzeszowskiej „Solidarności” i opozycyjny radny Antoni Kopaczewski.
Burza o Kruczka rozpętała się w Rzeszowie w zeszłym tygodniu, gdy lewicowi radni niespodziewanie przegłosowali, że jedna z ulic będzie nosiła jego imię.
Na nic zdały się apele opozycji, by Kruczka zostawić historii i nie honorować człowieka reprezentującego formację gnębiącą naród, która ma na rękach krew stoczniowców Gdańska w 1970 i górników kopalni Wujek w 1981 roku. Lewicowi radni mieli swoje argumenty. – Kruczek był wielkim budowniczym miasta – podkreślał 30-letni przewodniczący rady Konrad Fijołek. Lewicowych radnych poparł prezydent Tadeusz Ferenc. Mówił, że towarzysz sekretarz zasłużył się dla miasta.
– To skandaliczne tłumaczenie, bo używając tych samych argumentów, to w Krakowie powinna być ulica Hansa Franka, który w czasie wojny też sporo budował w mieście – mówi prof. Ryszard Terlecki, historyk, krakowski poseł PiS.