– Czy na podstawie zeznań świadków można stwierdzić, że oskarżony dyrektor szpitala w Brzezinach był pijany? – pyta Sąd Rejonowy w Rawie Mazowieckiej?
– Można jedynie przypuszczać – twierdzi profesor Maria Kłys, kierownik katedry Medycyny Sądowej Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Śledztwo prowadzone przez Prokuraturę Okręgową w Łodzi ruszyło w 2005 roku. Wówczas lekarz pracujący na zlecenie prokuratury stwierdził - na podstawie zeznań świadków - że w czerwcu 2003 roku, jadący peugeotem Krakowiak, miał w organizmie aż dwa promile alkoholu. Dwie osoby zeznały, że dyrektor zataczał się po opuszczeniu samochodu. Wersja Krakowiaka jest inna i niezmienna: „było bardzo gorąco, a ja mam kłopoty z nadciśnieniem; zasłabłem i wjechałem na chodnik zawadzając zderzakiem o znak drogowy; alkohol wprawdzie było czuć, ale z pękniętego pojemnika z płynem do spryskiwania szyb”.
Do policji dotarł anonim, więc Kostrzewa zadzwoniła do Brzezin z poleceniem sprawdzenia dyrektora szpitala. Funkcjonariusze po badaniu alkotestem podpisali protokół: „trzeźwy”. Niebawem do komendy wojewódzkiej policji zatelefonowano po raz drugi – dyrektor był pijany, a policja zatuszowała sprawę. Wysłani funkcjonariusze z Biura Spraw Wewnętrznych niczego nie wykryli.
Dwa lata później do sprawy wróciła prokuratura. Zatrzymano Joannę W-M., wówczas szefową wydziału kryminalnego komendy w Brzezinach. Po pięciu dniach od zatrzymania kobieta przyznała, że dyrektor był jednak pijany, a ona z pomocą policjantów sfałszowała protokół. Broniła się, że zrobiła to na prośbę Kostrzewy. Szefowa miała jej telefonicznie sugerować pomoc dyrektorowi. Wersji Joanny W-M. nie potwierdzają pozostali policjanci, wśród nich szef prewencji, który spędził trzy miesiące w areszcie tymczasowym. Aldona Kostrzewa nie przyznaje się, że inspirowała swoją przełożoną do przestępstwa.