Gdzie jest Bismarck?

„Żeby nie mieć poczucia winy, trzeba było zacząć tymi protestującymi stoczniowcami czy górnikami pogardzać. Taka zmiana postawy była dla mnie i dla Jacka nie do przyjęcia“ – wspomina Karol Modzelewski w wywiadzie poświęconym w większości jego wspólnym losom z Jackiem Kuroniem. To najwartościowsza lektura weekendu.

Aktualizacja: 20.06.2009 17:51 Publikacja: 20.06.2009 17:44

Ma się wrażenie uczciwej rozmowy o ważnym kawałku przeszłości. Modzelewski mówi z goryczą i unika prostych podsumowań, cierpko kpi ze swoich rewizjonistycznych mrzonek z lat 60. („nie jestem w stanie tego dziś czytać“), ale myśli o tamtych działaniach i postawach z sympatią.

„Szybko się połapał, że budujemy co innego niż chciał (…) Do końca życia robił potem publiczny rachunek sumienia. Jego uczniowie uważali, że zwariował“ - mówi Modzelewski. Choć sporo możnaby zarzucić Kuroniowi z lat 90., to opinia wariata – którą sam doskonale pamiętam – w kręgach dobrze sytuowanych materialnie i psychicznie, powoduje, że nie sposób go po ludzku nie lubić. Czasy mamy takie, że w publicznych sprawach jest się albo wariatem, albo świnią.

Te same wątki, co w rozmowie z Modzelewskim, poodnajdujemy w paru innych miejscach, tyle że już bez takiej uczciwości. Marcin Król w „Europie“ narzeka, że nierówności w Polsce rozkwitają, pisze o „coraz większej rzeszy białych Murzynów“, odkrywa przed wszystkimi nieznany dotąd fakt, że ok. 20 proc. zatrudnionych zarabia ok. tysiąca miesięcznie, pisze o wykluczonych z budowania projektu wspólnoty patriotycznej i nowoczesnej Polski. Dodaje, że zamiast jednego społeczeństwa lepiej mówić w Polsce o funkcjonowaniu setek jeśli nie tysięcy zamkniętych (w sensie Popperowskim) społeczności, czyli układów przez małe u. „Tego wszystkiego zamożni ludzie w wielkich centrach miejskich po prostu nie wiedzą i wiedzieć nie chcą. Nie chcę też tego wiedzieć politycy i publicyści“. Na szczęście Marcin Król to wszystko im wykrzyczy i dorzuci parę recept w stylu „stworzyć szanse“.

Tuż obok w „Europie“ socjolog Henryk Domański o tym samym, ale bliżej faktów. Jego tekst przy liryzmie Króla brzmi drętwo, ale warto się dowiedzieć, że „nierówności edukacyjne“ na początku XXI wieku nie odbiegają jednak w znaczącym stopniu od sytuacji w latach 80. i we wcześniejszym okresie“ a „hierarchie społeczne są raczej źródłem stabilności niż kontestacji stosunków społecznych“.

Wie o tym dobrze Grzegorz Schetyna (notabene wedle cytowanych u Domańskiego badań jego prestiż jako ministra powoli od 2004 r pnie się w górę i właśnie wyprzedził prestiż sprzątaczki). W Magazynie Dziennika mówi: „Spokój dla ludzi to też jest atut. (…) Mówi się, że PO to partia postpolityczna. Ja odpowiadam: a może taka właśnie dziś jest potrzebna?“. A w innym miejscu: „Budujemy ją tak, by była na zawsze“. Miłośnicy żucia kitu docenią zapewne jeszcze takie cudo jak „Platforma jest partią zarządzaną twardą ręką ale jednocześnie jest realnie spluralizowana i zdemokratyzowana“. Ale przez większość wywiadu wicepremiera cechuje jego przysłowiowa przytomność; zaznaczając , że „w polityce nic nie jest dane na zawsze“ zajmuje się unikaniem odpowiedzi o konkretne personalne rozgrywki na partyjnym topie. Mieszkańcy Wrocławia docenią z pewnością wiadomość, że już mogą się oswajać z myślą o nowym prezydencie, bo z obecnym Schetyna jeszcze nie skończył się rachować: „zobaczymy na ile Dutkiewicz będzie zajmował się „wielką“ polityką, a na ile będzie miał czas żeby zadbać o Wrocław“. Festung Breslau ma szczęście do oblężeń.

Spokój dla ludzi… słusznie zatem zauważa Edwin Bendyk w „Polsce“, że autorzy rządowego raportu „Polska 2030“ unikają pojęcia konfliktu. A do dostatku prowadzi wedle nich coś, zwane „polaryzacyjno-dyfuzyjnym modelem rozwoju“. To, jak się zdaje, kolejny wytrych na problem nierówności i „białych Murzynów“, wedle schematu: najpierw dać szczurom pobiec („polaryzacja“), a potem te z przodu odpalą resztki żarcia zdechlakom („dyfuzja“). Podziwiam Bendyka, że potrafił się przebić przez technokratyczny żargon, za którym Michał Boni i jego eksperci ukrywają chciejstwo i jałowość swoich raportów i epistoł. W swoim tekście uwypukla ideologiczny charakter „Polski 2030“ („liberalny manifest o konserwatywnym odcieniu, który ma ustawić oś dominującego myślenia o rozwoju Polski“), pokazuje, jak przez niechęć do dostrzegania sprzeczności własnych pomysłów autorzy tworzą zamki na piasku. Ale przede wszystkim wskazuje bezużyteczność zaklinania „innowacji“ skoro i tak nie sposób przewidzieć, gdzie się ona zdarzy i od której strony wywróci nasze prognozy.

Za komentarz znów parę słów Modzelewskiego: „Kiedyś teoretyzowałem, ale było to dawno i chyba pisałem głupoty. To jest dobre, jak się człowiek nie zajmuje życiem realnym, tylko siedzi w gabinecie i pisze książki: czym z istoty swojej jest totalizm?“.

A w gabinetach wciąż siedzą i piszą, tylko głupoty nieco inne. W„Wyborczej“ Wiktor Osiatyński drukuje manifest „Czy jesteś feministą“. Obok mnóstwa wzruszająco słusznych życzeń („jestem feministą bo chciałbym żyć w świecie bez wojen“ (…) marzy mi się świat ludzi prawdziwie równych“ itd.) pan profesor podłożył minę pod budowaną przez siebie równościową konstrukcję: „uważam, że ze względu na swoją naturę biologiczną kobiety lepiej czują, co ludziom, ziemi i środowisku jest potrzebne“. A więc jednak jakaś „natura“ i to do tego, aż bierze obrzydzenie, „biologiczna“? Czyżby więc jednak immanentne, przypisane do ciała, różnice? Nie wiem, czy uczestniczki dzisiejszego kongresu kobiet, na cześć którego to wydrukowano, będą całkiem zadowolone, gdy usłyszą, że autor daje im prymat w obejmowaniu drzew….

Tuż obok głos na szczęście zabiera Stefan Chwin, dając wyraz rozsądnego podejścia do równouprawnienia (którego nie myli on ze zniesieniem wszelkich różnic). „Jestem feministą, ponieważ słyszałem, że sporo feministek nie lubi zasady „jeden drugiego brzemiona noście“, tymczasem gdyby na tej odpowiednio rozszerzonej zasadzie wzajemności oprzeć świat, już dawno nie byłoby na nim nierówności, pogardy i dyskryminacji płci“.

Zanim na koniec znów namówię do lektury Modzelewskiego, powiem jeszcze, czego na pewno czytać nie warto. Wywiadu w „Wyborczej“ z Eriką Steinbach. Jest wykrętny, przewidywalny i nudny. Sam wicenaczelny we wstępniaku przyznaje, że jest „nieciekawy“ i zauważa że pani S. próbuje statusem ofiary wypędzeń zamydlić status oprawcy. Po co więc to drukować? Jak pisze Kurski: „chcemy pokazać (…) jak bardzo postać ta została zdemonizowana przez rodzimych germanofobów. Naprawdę Erika Steinbach to nie kanclerz Bismarck“. Pełna zgoda. Ale w takim razie poproszę w następnym numerze o zajęcie się dzisiejszym Bismarckiem.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/pawelbravo/2009/06/20/gdzie-jest-bismarck/]Skomentuj[/link][/ramka]

Ma się wrażenie uczciwej rozmowy o ważnym kawałku przeszłości. Modzelewski mówi z goryczą i unika prostych podsumowań, cierpko kpi ze swoich rewizjonistycznych mrzonek z lat 60. („nie jestem w stanie tego dziś czytać“), ale myśli o tamtych działaniach i postawach z sympatią.

„Szybko się połapał, że budujemy co innego niż chciał (…) Do końca życia robił potem publiczny rachunek sumienia. Jego uczniowie uważali, że zwariował“ - mówi Modzelewski. Choć sporo możnaby zarzucić Kuroniowi z lat 90., to opinia wariata – którą sam doskonale pamiętam – w kręgach dobrze sytuowanych materialnie i psychicznie, powoduje, że nie sposób go po ludzku nie lubić. Czasy mamy takie, że w publicznych sprawach jest się albo wariatem, albo świnią.

Pozostało 88% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo