Do rady wpłynął 19 sierpnia i po dwóch tygodniach gotowy projekt uchwały został przegłosowany. Wniosek o lokalizację salonu gier w Przemyślu złożyła firma Team z Chełma. Tradycyjnie prezydent Robert Choma wydał negatywną opinię. — Komisja budżetu i finansów nie podzieliła zdania prezydenta i wydała pozytywną opinię — tłumaczy pełniący obowiązki przewodniczącego rady Janusz Zapotoki. Na sesji wniosek spółki z Chełma nieoczekiwanie zyskał poparcie radnych PO i wspierających ich kolegów z innych ugrupowań, choć wcześniej ci sami radni przy podobnych wnioskach głosowali negatywnie. Przeciwna była opozycja z PiS i klubu Samorządny Przemyśl. Zaczęli podnosić, że uchwałę podjęto w zastanawiająco szybkim tempie bez wymaganych opinii. Zapowiedzieli podjęcie kroków o jej uchylenie.
Radni PO się bronią, że koledzy z PiS przez kilka tygodni siedzieli cicho, aż w "Rzeczpospolitej" przeczytali o aferze hazardowej i zaczęli jej też szukać w Przemyślu.
Radni opozycji nie dali za wygraną. Szukali, szukali i znaleźli. Okazało się, że oprócz firmy z Chełma wniosek o otwarcie salonu gier złożyła też firma z Warszawy. — To bardzo istotne, bo w takim mieście jak Przemyśl może być tylko jeden salon gier — grzmi opozycja. Zdaniem opozycyjnych radnych jest to ewidentne dawanie forsowanie jednego podmiotu kosztem innych. — Komu na tym zależało? - pytają radni opozycji. Radny klubu Samorządny Przemyśl Wiesław Morawski, z zawodu lekarz-pediatra, podkreśla, że wszystkie poprzednie wnioski miażdżącą większością były negatywnie opiniowane przez radnych. Domyśla się, że tym razem doszło do jakiejś transakcji wiązanej. Zwyczajowo przyjęte było, że wnioski opiniowane były m.in. przez komisję rodziny, a także radę osiedla na którym ma być zlokalizowany salon gier. — Ubolewam, że z nieznanych mi powodów tym razem zabrakło tych opinii — mówi. Zaznacza, że jako lekarz-pediatra doskonale zna problem uzależnienia młodzieży od hazardu.
[srodtytul] Konkurencyjny wniosek leżał w szufladzie [/srodtytul]
W wyniku wewnętrznego śledztwa okazało się, że konkurencyjny wniosek warszawskiej firmy został schowany w urzędniczych szufladach. — Nic nie wiedziałem, że złożone były dwa wnioski — mówi radny Morawski. Prezydent Robert Choma tłumaczy, że wniosków było dwa i on kazał urzędnikom przygotować dwie negatywne opinie. Ustalił, że to jedna z urzędniczek wydziału spraw społecznych zdecydowała, że nie trafił on na obrady sesji. — Tłumaczyła mi, że tak kazał jej postąpić przewodniczący Janusz Zapotocki — wyjaśnia prezydent, który ukarał pracownicę upomnieniem. Przewodniczący miał jej sugerować, że jeden z wniosków nie ma przedwstępnej umowy o najmie lokalu. — Taka umowa nie jest wymagana — odpowiada prezydent Choma.
Zapotocki zrzuca winę na prezydenta i jego urzędników. Tłumaczy, że on do służb prezydenckich skierował dwa wnioski, a od prezydenta dostał tylko jeden negatywnie zaopiniowany. — Ja nie odpowiadam za pracowników prezydenta — mówi. Przyznaje, że rozmawiał z urzędniczką, iż jeden z wniosków nie zawiera wszystkich dokumentów ale nic jej nie sugerował. — Chciałem uniknąć sytuacji, że podmiot w którym ma być zlokalizowany salon nic nie będzie o tym wiedział — mówi.