Mamy tu zatem kolejne ważne rozróżnienie teoretyczne dotyczące dzisiejszej polityki. Szef komisji, który robi wszystko, by posłom nie udało się zadać zbyt dociekliwych pytań, jest po prostu obiektywny. Szef komisji, który przerywa niewygodnym dla jego partii świadkom (np. Mariuszowi Kamińskiemu), a pozwala się bez ograniczeń wypowiadać partyjnym kolegom (np. Zbigniew Chlebowski), po prostu przestrzega reguł.
Tezy Kuczyńskiego są zaskakujące tym bardziej, że nawet posłowie Platformy są zażenowani postępowaniem Sekuły. To, co było absolutnym skandalem, czyli zakończenie przesłuchania Chlebowskiego stwierdzeniem: "nie widzę dalszych pytań" — gdy minęła dopiero połowa z czasu przeznaczonego na przerwę — Kuczyński nazywa „dowcipem”.
Specjalnie dla Państwa zapisałem wczoraj w sejmie złotą myśl Mirosława Sekuły. Gdy śledczy zbyt dociskali Michała Boniego przewodniczący przerwał, mówiąc: — Pani ministrze, przypominam, że świadek ma prawo zwrócić się do przewodniczącego komisji o uchylenie pytania. Zachęcam, by pan minister z tego prawa korzystał.
Nie ma najmniejszych wątpliwości. Chodziło wyłącznie o ochronę praw świadka. Felieton Kuczyńskiego byłby może i zabawny, lub nieistotny, gdyby nie fakt, że jest symptomem poważnej choroby, która toczy część komentatorów sceny politycznej. Dla Waldemara Kuczyńskiego — czego dowiódł w wielu tekstach — najważniejsze jest to, by do władzy w Polsce nie wróciła partia znienawidzonych przez niego Kaczyńskich. A zatem nieistotne jest jak było naprawdę, czego chciał Rysio od Mira i Zbycha. Przeciwnie, jeśli komisja ujawni coś niewygodnego dla PO, nie daj Boże poparcie dla PO spadnie, a PiSowi wzrośnie.
Priorytetem dla Kuczyńskiego jest więc to samo, co dla Sekuły. Trudno się więc dziwić, że wychwala pod niebiosa szefa komisji.