Tych, którzy uważają, że to Jarosław Kaczyński, albo ktoś z jego otoczenia, już teraz rozczaruję. To nie on, choć nasz bohater – tu uchylę rąbka tajemnicy – należał do współtwórców PiS.
Cytuję kolejne fragmenty wywiadu. Uważa prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego (tego, co żądał od biznesmena dwóch mieszkań w zamian za zgodę na dobudowanie piętra w zabytkowej kamienicy) za „odważnego, mądrego i uczciwego samorządowca”, z głębokim współczuciem opowiada o miliarderze Ryszardzie Krauzem jako o wspaniałym człowieku, który „po tym wszystkim co się stało [czyli po kontroli ze strony służb państwowych] nadal pomaga, angażując się w wiele inicjatyw społecznych charytatywnych”. Tyle, że „temu zaangażowaniu nie nadaje rozgłosu”.
To dobrze, może odpowiedź nie jest łatwa, bo osoba, o której mówimy w ostatnich latach jest już w cieniu. W przeszłości jednak mówiło się, że trzęsie całą Polską, a Irena Santor w kampanii prezydenckiej deklarowała, że będzie głosować na Aleksandra Kwaśniewskiego, bo boi się naszego bohatera... czyli Wiesława Walendziaka. To fragmenty wywiadu z nim właśnie - byłym szefem Kancelarii Premiera – zacytowałem. Wywiad publikuje "Polska", w notce biograficznej dyskretnie pomijając znaczący fakt, że Walendziak, jest dziś wiceprezesem Prokomu, firmy kontrolowanej przez Krauzego.
Dawny bohater młodej konserwatywnej prawicy, patron środowiska pampersów, zajadły przeciwnik kapitalizmu politycznego jest dziś po drugiej stronie lustra i świat stamtąd widziany jest zupełnie inny o tego, który obserwował jako dziennikarz i polityk. Jego były sojusznik i polityczny przyjaciel Mariusz Kamiński przez lustrzaną szybkę wygląda już jak "narzędzie w rękach cynicznych ludzi', a dawny szef Jarosław Kaczyński to człowiek, który uważa, że "koty są dobre, a ludzie z natury źli".
Kapitalny bon mot, prawda? Tyle, że niewiele mówi o Kaczyńskim, wielokrotnie już wyśmiewanym za sympatię do kotów. Więcej o Walendziaku, a właściwie o tym, jak dawny umiarkowany konserwatysta znalazł się w złym towarzystwie i zszedł na poziom Palikota. Przykre.