Przekonywał, że PO potrafi – jak żadna inna partia – otwarcie i bez hipokryzji mówić m.in. o swoich "błędach i zaniechaniach", ale dodał, że parlamentarzyści nie powinni zajmować wyborców swoimi sprawami i wątpliwościami.
Zapewniał, że w Platformie miejsce jest dla wszystkich, ale nie chciałby, żeby ważną rolę odgrywali niedojrzali politycy. – Swoimi działaniami doprowadziliby do tego, że PO przegra wybory i odda władzę swojemu konkurentowi – przestrzegał Tusk. – Ktoś, kto uzna, że PO jest na tyle dużą partią, by się dzielić, trafi do politycznego piekła.
Mobilizował działaczy do jedności, bo tylko tak uda się nie dopuścić, by PiS wrócił do władzy. – Dla mnie PiS to pesymizm i strach – ironizował Tusk. Apelował: nie dopuśćmy do "recydywy ponurej polityki". – Są koleżanki i koledzy, którzy wiedzą, że do nich bardziej kieruję te słowa – mówił. – Najpierw trzeba pomyśleć, a potem udzielać wywiadu.
[srodtytul]Palikot w przeciągu [/srodtytul]
Ten fragment działacze odczytywali w kontekście pomysłu Janusza Palikota na założenie własnej partii, ale przede wszystkim wywiadu, którego w przeddzień zjazdu udzielił "Polsce. The Times" Andrzej Halicki. Ten bliski współpracownik Schetyny ostro skrytykował Tuska, mówiąc, że upokarza przyjaciół i otaczają go lizusy. A jeszcze kilka dni temu Tusk zapewniał, że sporów na sobotnim zjeździe nie będzie. I rzeczywiście podczas oficjalnych wystąpień ich nie było, ale dyskusja o tarciach wewnątrz ugrupowania toczyła się w kuluarach.
– 90 proc. z nas uważa, że Halicki zachował się fatalnie – mówi "Rz" jeden z polityków PO. Wywiad odebrano jako manifestację siły otoczenia Schetyny. Jego relacje z premierem od czasu dymisji z rządu są nie najlepsze. Dodatkowo sprawę zaognił pomysł premiera, by na zjeździe zmienić statut. Działacze szeptali nawet w kuluarach o zimnej wojnie liderów.