Wiadomo też, że godzinę później Michniewicz kontaktował się ze swoją córką. "Wieczorem dostałam od niego esemesa z podziękowaniem za książkę, że bardzo lubi podróże. Po mojej odpowiedzi esemesem, że się cieszę z trafionego pomysłu, odpisał mi, że bardzo lubi podróże, że nic innego mu w życiu nie pozostało, chyba że ktoś mu to życie odbierze. (...) [Zadzwoniłam i – red.] powiedziałam mu, aby się nie wygłupiał, żeby nie mówił takich rzeczy, że zbliżają się święta, odpocznie i będzie wszystko w porządku. Odniosłam wrażenie, że w trakcie rozmowy ze mną tata był radosny" – zeznała w prokuraturze.
O godz. 22.34 Michniewicz rozmawiał przez Skype'a ze znajomym – Pawłem Gutowskim. "Pierwsze moje wrażenie, gdy odebrał, było takie, że jest pijany, mówił na granicy bełkotu. Gdy go zapytałem, on nie potwierdził tego, że jest pijany. W czasie późniejszej rozmowy odniosłem wrażenie, jakby płakał i rozmawiając ze mną, tłumił płacz. (...) Na koniec rozmowy Grzegorz obiecał mi, że następnego dnia zadzwoni do mnie z pociągu, którym będzie jechał do Białogardu" – zeznał Gutowski.
O 22.55 Michniewicz otrzymał esemesa od żony, ale na niego nie odpowiedział. Potem wysłał jeszcze tylko wiadomość do Arabskiego. Nie wiadomo jednak, czy dyrektor nie kontaktował się z kimś już po godz. 23. Prokuratura nie wystąpiła o billingi telefoniczne urzędnika. Wykonano tylko oględziny jego telefonu komórkowego.
– Jeżeli prokurator wyjaśniał, czy ktoś mógł wpłynąć na decyzję o samobójstwie, to elementarną czynnością jest ustalenie, z kim tuż przed śmiercią się kontaktował – komentuje Barski. – Jeśli więc prokurator dokonał oględzin telefonu, co było pierwszym krokiem w tym kierunku, to pytanie, dlaczego nie wystąpił o billingi.
Prokuratura nie zbadała też innego wątku. Michniewicz miał certyfikat dopuszczenia do najściślej strzeżonych państwowych tajemnic. Za kolejnych rządów: AWS – UW, SLD i PiS, kierował Biurem Ochrony KPRM, był też pełnomocnikiem ds. informacji niejawnych w kancelarii. Miał wgląd do najtajniejszych dokumentów trafiających do szefa rządu oraz jego współpracowników.
A jako członek rady nadzorczej Orlenu otrzymywał informacje o tej strategicznej spółce. Prokuratura nie przesłuchała nikogo, by sprawdzić, jaką wiedzę mógł posiadać.