Zranienie psa piłą elektryczną czy dźganie klaczy widłami prokurator potraktował jako "zwykłe" znęcanie, a nie ze szczególnym okrucieństwem, za co grozi wyższa kara. W zabiciu psa kijem na oczach dzieci inny śledczy nie dostrzegł przestępstwa. Nie dopatrzył się go też w sprawie o umyślne potrącenie psa autem. Nie wykonano żadnej czynności, w aktach było tylko pismo o wybiciu szyby w wozie.
Takie przypadki przytacza raport, do którego dotarła "Rz". Instytut Wymiaru Sprawiedliwości zbadał 199 losowo wybranych spraw o znęcanie się nad zwierzętami, jakie w 2010 r. prowadziły prokuratury i sądy. Wnioski są szokujące: śledczy szybko umarzają sprawy, a gdy nie mogą znaleźć winnych, uznają, że przestępstwa nie było.
– Zdarza się lekceważące podejście oraz oportunizm i myślenie w rodzaju: "nieważne jak, ale najważniejsze to pozbyć się sprawy" – mówi "Rz" dr Marek Kulik z UMCS, współautor raportu "Karnoprawna ochrona zwierząt". Powstał on pod kierunkiem karnisty prof. Marka Mozgawy z UMCS. – To pierwsze od dekady badania IWS poświęcone tej tematyce – mówi "Rz" minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski.
Jaka jest skala? – Zjawisko znęcania się nad zwierzętami utrzymuje się od kilku lat na podobnym poziomie. Najczęściej dręczone są psy – mówi dr Kulik. W badanych sprawach ofiarami było 530 zwierząt, w tym m.in.: 230 psów, 23 koty, 78 gołębi, 14 koni, 45 owiec i kóz. Ale też łoś i wąż. W 62 przypadkach zwierzęta zmarły, 31 głodzono. Raport wylicza też otrucia (15) i postrzelenia (19). Jeden sprawca odciął kotu głowę, inny poranił psy elektryczną piłą. Ktoś przesłał żywego susła paczką.