Jego zdaniem na wypowiedź Obamy "trzeba by stanowczego tonu i stanowczego języka, gdyby nie było to przejęzyczenie, tylko rzeczywisty pogląd". "Myślę, że nie powinniśmy wmawiać światu, że mamy do czynienia z wypowiedzią, której autor chciał Polskę obrazić, chciał Polsce zrobić krzywdę. Mamy do czynienia naprawdę z przejęzyczeniem" - podkreślił.
Według Nałęcza powinniśmy zdefiniować tę wypowiedź Obamy jako "wpadkę" człowieka bardzo Polsce życzliwego, który prawdę zna, ale się przejęzyczył, powinniśmy mu też "taktownie ułatwić wyjście z tej sytuacji".
- Poczekajmy na reakcję Białego Domu. Zobaczymy, jaka ona będzie. Uważam, że będzie adekwatna - dodał Nałęcz.
Jego zdaniem Komorowski "ceniąc sobie relacje polsko-amerykańskie i stosunek prezydenta Obamy do Polski będzie się starał swoimi zachowaniami ułatwić mu wyjście z tej sytuacji". - A nie będzie go pogrążał, bo to wroga pogrążamy w sytuacji dla niego niekorzystnej, a przyjacielowi podajemy pomocną dłoń - podkreślił Nałęcz.
Gowin: nie można tego bagatelizować
Jak mówił minister sprawiedliwości w środę w Sygnałach Dnia, "jeżeli będziemy tolerować takie sytuacje, w których (...) najważniejszy dziś polityk na świecie utrwala kompletnie fałszywy krzywdzący dla Polaków i nie mający nic wspólnego z realiami historycznymi stereotyp tzw. polskich obozów śmierci, to może to oznaczać, że za kilkadziesiąt lat okaże się, że odpowiedzialni za holokaust są nie Niemcy, a Polacy".
- To boli tym bardziej, że Jan Karski alarmował środowiska polityków amerykańskich, ale także środowisko Żydów amerykańskich, o tym co dzieje się tutaj z osobami pochodzenia żydowskiego, w jaki sposób hitlerowcy katują Żydów, do jakich masowych mordów dochodzi. I te jego przestrogi, ten jego krzyk rozpaczy pozostały całkowicie bez echa. Dzisiaj po ponad pół wieku po tamtych wydarzeniach niestety pamięć Jana Karskiego została zbrukana - mówił Gowin.