Umiejętności polskich uczniów są na najwyższym światowym poziomie - chwalą nas w najnowszej analizie eksperci Organizacji Europejskiej Współpracy Gospodarczej, którzy prowadzą badanie kompetencji 15-latków pod nazwą PISA. Zaraz jednak dodają: tak jest tylko w dużych ośrodkach, bo na terenach wiejskich i małomiasteczkowych poziom edukacji jest sporo niższy.
Eksperci PISA wzięli pod lupę badania dotyczące umiejętności czytania wśród 15-latków. Okazuje się, że polscy uczniowie z dużych aglomeracji (powyżej miliona mieszkańców; warszawskiej, górnośląskiej, łódzkiej, gdańskiej, wrocławskiej i krakowskiej) otrzymali wyniki porównywalne z rówieśnikami kształcącymi się w najlepiej ocenionych systemach edukacji: nieco lepsze niż uczniów z Hongkongu, identyczne z tymi, jakie otrzymali uczniowie Korei Południowej i dużych aglomeracji japońskich czy kanadyjskich.
Wtórna segregacja
Problemy się zaczynają, gdy zestawi się średnie wyniki uczniów niezależnie od miejsca kształcenia. W tym badaniu polscy uczniowie plasują się w średniej stawce dla krajów OECD. Takiego rozdźwięku nie dostrzeżono w Korei, a w Kanadzie czy Japonii różnice nie są aż tak duże jak w Polsce.
PISA wskazuje, że o wynikach uczniów decyduje też ich status ekonomiczny. Ci, którzy wychowują się w lepiej sytuowanych domach, otrzymywali lepsze noty od swoich rówieśników pochodzących z biedniejszych rodzin. Ta różnica po raz kolejny była o wiele bardziej dostrzegalna w Polsce niż w Korei, Japonii czy Kanadzie, gdzie wręcz była niezauważalna.
- Niestety, w Polsce cały czas mamy sytuację, w której szkoła, a nawet przedszkola, zamiast wyrównywać szanse edukacyjne, są elementem wtórnej selekcji. Ma to przede wszystkim związek z zasobnością samorządów - mówi Krystyna Łybacka, była szefowa MEN. Wskazuje, że biedne gminy nie mają pieniędzy na organizację zajęć dodatkowych, czego nie brakuje w ofercie szkół wielkomiejskich. - Na to nakłada się zasobność rodziców, którzy wydają więcej na edukację dzieci - dodaje.