Armia Czerwona po 17 września biła się fatalnie. Polacy okazali się znacznie lepszymi żołnierzami. Niestety, przeciwników było zbyt wielu. – To nie było wojsko. To była jakaś zbieranina. Karabiny na sznurkach, brudne poszarpane mundury. Obraz nędzy i rozpaczy. Szło to bez żadnego szyku – opowiada w rozmowie z „Rz" Janina Stobniak-Smogorzewska. 17 września 1939 r. miała 12 lat, wkroczenie Armii Czerwonej do Polski obserwowała w Osadzie Krechowieckiej w pobliżu Równego.
Wspomina, że wcześniej stykała się tylko z żołnierzami Wojska Polskiego. – Porządne uszyte mundury, dobre buty, skórzane pasy. Chłopy na schwał. To było wojsko z fasonem. Bolszewicy wyglądali zaś jak horda barbarzyńców – mówi pani Stobniak-Smogorzewska. Jej ojciec był osadnikiem wojskowym, bohaterem wojny 1939 roku, kawalerem Virtuti Militari.
Podobne obrazki pojawiają się we wszystkich polskich relacjach dotyczących kampanii 1939 r. na ziemiach wschodnich. Armia Czerwona wśród obywateli II RP początkowo nie wywoływała strachu – przede wszystkim zdumienie.
Karabiny na sznurkach, brak butów, nieobrębione podarte szynele. Tłumy zdezorientowanych, fatalnie wyszkolonych bojców pędzone naprzód przez politruków. Fatalny, psujący się sprzęt. – Armia Czerwona była wielka. Miała dwa razy więcej czołgów niż wszystkie inne kraje świata razem wzięte. Podobnie było z samolotami. Problem w tym, że była to siła papierowa, kolos na glinianych nogach – mówi „Rz" historyk dr Tymoteusz Pawłowski. – Sowieci weszli do Polski dopiero 17 września dlatego, że mieli kłopoty z mobilizacją i wystawieniem armii. Zamiast tydzień, jak planowano, mobilizacja zabrała im trzy tygodnie.
Wiele samolotów użytych przeciwko Polsce rozbiło się podczas próby startu. Czołgi się psuły albo po przejechaniu 100 km stawały w polu, bo zabrakło im paliwa. Brakowało mobilnych warsztatów czy przenośnych mostów. Zapasy amunicji w bolszewickich jednostkach były żałośnie niskie, a wiele oddziałów było pozbawionych wystarczającej ilości broni. Jedna z dywizji poszła nawet na Polskę w „łapciach, cywilnych ubraniach i cyklistówkach".