MON ma trudności z przyciągnięciem chętnych do służby w Narodowych Siłach Rezerwowych. Liczą one zaledwie 10 tys. osób, choć do końca 2011 roku armia miała podpisać kontrakty z 20 tys.
Nie chcieli zwalniać na ćwiczenia
Resort obrony zakładał, że do NSR będą wstępowali ludzie, którzy wcześniej zakończyli służbę wojskową, pracują zawodowo, a w sytuacjach kryzysowych będą wykorzystywani np. do walki z klęskami żywiołowymi. W ciągu roku muszą odbyć 30-dniowe ćwiczenia i czekać na wezwanie do jednostki. Dziennie za udział w ćwiczeniach otrzymują 80 zł.
Dla byłych żołnierzy takie warunki to jednak żadna atrakcja. Dlatego MON zwrócił oczy na cywilów i wprowadził dla nich kilkumiesięczną służbę przygotowawczą. Wtedy okazało się jednak, że z tej możliwości masowo zaczęli korzystać młodzi ludzie, którzy w ten sposób chcieli się dostać do służby zawodowej w wojsku.
Efekt był taki, że na początku tego roku ok. 5 tys. członków NSR przeszło do służby zawodowej. – Pojawiły się także problemy z pracodawcami. Nie wszyscy chętnie widzieli u siebie żołnierzy NSR. Nie zawsze chcieli ich zwalniać na ćwiczenia – mówi Jarosław Bąder ze Stowarzyszenia Niezależne Forum o Wojsku.
Dlatego Ministerstwo Obrony stworzyło plan ratunkowy dla NSR. Projekt nowelizacji uchwały o powszechnym obowiązku obrony RP zaakceptował już rząd. Ma on teraz trafić do Sejmu.