Od razu uprzedzam: jeżeli ktoś spodziewa się wyrafinowanej analizy, błyskotliwych tez i ciekawych faktów, może się poczuć srodze rozczarowany. Sytuacja opisana przez sobotnią „Gazetę Wyborczą", zresztą całkiem na poważnie, ma charakter kuriozalny. Otóż CBA rozesłała do parlamentarzystów opracowaną przez siebie broszurę, w której definiuje obszary zagrożone korupcją. Brzmi ciekawie. A więc – jakie to obszary? Takie, proszę Państwa, gdzie są duże inwestycje. Drogi, koleje, infrastruktura informatyczna, obronność, energetyka. A korupcja może się pojawić na przykład – jak wynika z broszury – gdy przetargi są ustawione. A mogą być ustawione na przykład na zasadzie zmowy cenowej.

Litości! Mam bardzo mieszane uczucia dotyczące poziomu naszych posłów i senatorów. Trudno mi jednak uwierzyć, żeby nie zdawali sobie sprawy z tych jednak już wielokrotnie opisywanych mechanizmów przedstawionych w publikacji CBA. Jeżeli jej poziom jest taki, jak to opisała „Wyborcza", to na usta aż się ciśnie pytanie: kto za to zapłacił? W całej broszurze jest właściwie tylko jedna interesująca rzecz: pada nazwa jednej jedynej firmy według CBA w szczególny sposób zagrożonej korupcją: Polska Grupa Energetyczna. Na miejscu nowego prezesa koncernu czułbym się mało komfortowo.

„Gazeta" opisuje również to, co robią odwołani ostatnio ministrowie gabinetu Donalda Tuska. Niestety, ani słowa o zupełnie niewidocznym do miesięcy Sławomirze Nowaku. Bardzo niejasne informacje dotyczące przyszłości Jacka Rostowskiego. Za to Joanna Mucha znalazła dla siebie nowy obszar działań. To sejmowa komisja innowacyjności. Była minister do komisji sportu należeć nie chce.