Nerwowe wyczekiwanie prezydenta

Komorowski może stracić do Tuska cierpliwość

Publikacja: 02.07.2014 03:25

Premier Donald Tusk

Premier Donald Tusk

Foto: Fotorzepa

Red

Głowa państwa najwyraźniej nie pali się do tego, by grać pierwsze skrzypce w kryzysie, jaki nastał po ujawnieniu nagrań restauracyjnych pogawędek na szczytach władzy. Rozpięty między konstytucyjną niemożnością, lojalnością wobec Donalda Tuska i jego gabinetu a nawoływaniami opozycji do tego by „wszedł do gry", „zareagował", a nawet „wezwał rząd do dymisji" Bronisław Komorowski prezentuje nieczęstą u niego małomówność i raczej znika z pola widzenia, niż dynamizuje polityczną rzeczywistość.

Milczy i czeka

Prezydencką powściągliwość widać zarówno w ocenach tego, co zarejestrowano na nagraniach, jak i w sugestiach dotyczących tego, jak powinni na to zareagować sami nagrani i ich przełożeni. Bronisław Komorowski poza wyrażonymi dwu- czy trzykrotnie nawoływaniami do spokoju i „niegaszenia pożaru za pomocą dolewania doń benzyny", a także jednoznaczną, acz niewyrażoną nadto dobitnie krytyką „pokoleniowej zmiany na gorsze", która sprawia, że treść rozmów jest „źródłem bólu i przykrości", głównie milczy i czeka. Zbierając zresztą za tę ostrożność i powściągliwość mnóstwo krytyk ze strony Prawa i Sprawiedliwości twierdzącego, że prezydent zachowuje się jak „buddyjskie małpki, które nic nie widzą, nic nie słyszą, nic nie mówią".

Patrząc na sytuację wyłącznie z punktu widzenia konstytucyjnych uprawnień, prezydent jest dziś równie bezradny jak skłócona i niemająca sejmowej większości opozycja. Zgodnie z prawem głowa państwa nie tylko nie może odwołać żadnego z ministrów – o ile nie poprosi o to premier – ale też nominowanego przez siebie prezesa NBP. Dla wszystkich – na czele z prezydentem – jasne jest jednak, że o ile najbardziej nawet gromkie słowa opozycji nie mają mocy sprawczej, o tyle gdyby Bronisław Komorowski zdecydował się na wyrażanie jednoznacznych oczekiwań dotyczących sposobu poradzenia sobie z aferą, ewentualnych dymisji czy przetasowań politycznych (choćby wcześniejszych wyborów) jego głos odegrałby istotną rolę. Prezydent nie naciskając publicznie na rząd, nie wikła się i nie „przykleja" do afery, ale naraża się zarazem na posądzenie, że oszczędza swych sojuszników i dawnych partyjnych przyjaciół w imię politycznych interesów i lęku przed zapaścią całego obozu PO.

Z nieoficjalnych informacji napływających z Pałacu Prezydenckiego wynika, że w pierwszych godzinach i dniach po wybuchu afery Bronisław Komorowski odbywał nerwowe konsultacje ze współpracownikami i ekspertami, których wypytywał o reakcję światowych rynków na ewentualną dymisję prezesa NBP. Spodziewając się, że Marek Belka może oddać się do jego dyspozycji czy zmierzyć się z realną groźbą postawienia przed Trybunałem Stanu, prezydent starał się ocenić, na ile takie scenariusze zachwiałyby polską giełdą i złotówką. W trakcie rozmowy w cztery oczy Komorowski–Belka, ten drugi – jak się wydaje – dał do zrozumienia, że jeśli prezydent tego oczekuje, to on odejdzie ze stanowiska, ale głowa państwa raczej tonowała te emocje.

Sam Belka nie pamiętał wówczas podobno wszystkich szczegółów swego spotkania z Sienkiewiczem (od którego minął już ponad rok) i bał się, czy nie powiedział jeszcze więcej i jeszcze mocniej, niż początkowo opisywało „Wprost". Prezydent przekonywał go, że należy poczekać do upublicznienia całości nagrania i dopiero na jego podstawie decydować o tym, czy prezes NBP nie naruszył autorytetu swego urzędu tak bardzo, że jego dalsza misja jest skazywaniem banku centralnego na kompromitację. Ostatecznie zwyciężyło poczucie, że odejście szefa NBP wyrządziłoby więcej szkód niż pożytku i temat „dymisja Belki" zamknięto.

O ile dokończenie kadencji przez prezesa banku centralnego wydaje się dziś niemal przesądzone (i nawet pomysły stawiania go przed Trybunałem Stanu nie zmienią jego sytuacji), o tyle w znacznie bardziej ponurych barwach rysuje się los ministrów gabinetu Tuska. Być może zresztą powściągliwość prezydenta wynika z tego, że premier zapewnił go, iż prędzej czy później ci, którzy skompromitowali się rozmowami, zostaną zdymisjonowani. W Belwederze powszechnie się uważa, że przyszłość Bartłomieja Sienkiewicza została przesądzona i przypieczętowana. I że jeśli chodzi o jego dalszą karierę, należy zadawać pytanie nie „czy", ale „kiedy" odejdzie z rządu.

Inaczej rzecz ma się z szefem dyplomacji. Niedarzony przez prezydenta szczególną sympatią (starcie w platformerskich prawyborach wciąż doskonale się w Pałacu pamięta) pozornie wydawać by się mógł skazany na pożarcie tak jak jego kolega z MSW, ale ludzie prezydenta nie są zgodni co do tego, na ile Komorowski nastaje na zdymisjonowane ministra spraw zagranicznych. Takie oczekiwania jednoznacznie – zwłaszcza jak na standardy zachowań otoczenia prezydenta – wyrażał jego doradca Tomasz Nałęcz, jednak został nieco przyhamowany, ostudzony, a od bliskiego współpracownika Komorowskiego usłyszałem, że prezydent ocenia słowa Sikorskiego znacznie łagodniej niż to, co mówił Bartłomiej Sienkiewicz, i nie wyczekuje na jego dymisję.

Niechęć do konfliktów z rządem

W Belwederze ocenia się dziś, że prezydent jak najdłużej będzie się powstrzymywał przed „przyspieszaniem" wydarzeń w aferze podsłuchowej i reakcji na to, co ujawniono. Polityczne zamieszanie, zawierucha wcześniejszych wyborów czy ewentualnej zmiany układu rządzącego i konieczności budowania koabitacji z nowym – nieprzychylnym mu – gabinetem, nie jest perspektywą, o której marzyłby Komorowski. Choć prezydent mógłby wystąpić wówczas w roli „ostatniego bastionu obrony przed PiS", to znacznie bardziej marzyłoby mu się spokojne doczekanie reelekcji, w której – jak wydawało się to jeszcze niedawno – mógłby nawet nie mieć żadnego poważnego rywala.

Ale prezydencka cierpliwość i niechęć do zadrażniania relacji z rządem też może mieć swoje granice. Za kilka tygodni Komorowski – jak słyszę od ludzi z jego otoczenia – zacznie coraz bardziej nerwowo wyczekiwać zdecydowanych kroków premiera. Tymi krokami miałyby być wyjaśnienia, kto stał za nagraniami, czemu służyło przekazanie ich do mediów oraz które służby zawiodły. I wreszcie decyzje personalne, które zatrą rosnące coraz bardziej wrażenie, że rządzący uznają aferę za niebyłą.

Autor jest dziennikarzem RMF FM oraz TVN24

Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo