Media sprzyjające Platformie upchnęły porozumienie trzech liderów prawicy w ogonie serwisów informacyjnych. To pokazuje wagę wydarzenia. Jeśli ta trochę karkołomna konstrukcja się nie rozpadnie, może stanowić wstęp do dobrego wyniku w wyborach parlamentarnych. Ale to dopiero początek niełatwej drogi.
Polacy lubią zgodę
Był w tym element groteski. Zebrani na konwencji PiS członkowie partii okazywali autentyczny entuzjazm, gdy na scenie obok Jarosława Kaczyńskiego pojawili się Jarosław Gowin i Zbigniew Ziobro. A przecież jeszcze niedawno wielu z nich uznawało Gowina za agenta Tuska, którego głównym zadaniem jest rozbijanie prawicy, Ziobrę zaś za zdrajcę, który wbił macierzystej partii nóż w plecy.
Jednak pozytywna emocja związana z łączeniem sił mogła się udzielić uczestnikom konwencji, podobnie jak może się udzielić wyborcom. Premia za jedność nie jest wymysłem socjologów, choć w przypadku połączenia trzech wspomnianych ugrupowań trzeba brać pod uwagę także odpływ elektoratu. Najmniejszy może dotyczyć PiS, które ma najbardziej zdyscyplinowaną grupę wyborców, gotowych zaakceptować niemal wszystkie posunięcia prezesa. Ci mniej zdyscyplinowani, których PiS wziął bardziej z centrum, pod wpływem ruchów zjednoczeniowych raczej nie odejdą – przeciwnie, to dla nich zachęta do pozostania.
Najwięcej może stracić ugrupowanie Gowina, które pozycjonowało się jako partia liberalna momentami w ostrej opozycji do socjalnego PiS. Treść zawartego porozumienia przewiduje, że jego strony „będą dążyły do wspólnych uzgodnień programowych". Jak uzgodnić liberalny program socjalny i gospodarczy Polski Razem z socjalnym programem PiS – pozostaje zagadką. Gowina może zatem opuścić część spośród jego wyborców, którzy mieli nadzieję, że stanie się on bardziej cywilizowaną od Janusza Korwin-Mikkego wolnorynkową i konserwatywną alternatywą dla partii Kaczyńskiego. Ci zapewne poprą w tej sytuacji Kongres Nowej Prawicy.
Mimo wszystko bilans powinien wyjść na plus z kilku powodów, ale też pod kilkoma kluczowymi warunkami.