Andrzej Stankiewicz: Sławomir Nitras. Polityk cofnięty z zaświatów

Kim jest jeden z najbliższych dziś doradców Ewy Kopacz

Aktualizacja: 28.01.2015 06:52 Publikacja: 28.01.2015 00:00

Sławomir Nitras podobnie jak jego szefowa, premier Ewa Kopacz, walczy dziś o przetrwanie w polityce

Sławomir Nitras podobnie jak jego szefowa, premier Ewa Kopacz, walczy dziś o przetrwanie w polityce

Foto: Fotorzepa/Jerzy Dudek

Barwnych wątków w życiu niespełna 42-letniego Sławomira Nitrasa starczyłoby do obdzielenia kilku wyrazistych politycznych biografii. Jak żaden polityk Platformy w ostatnich latach za swe twarde łokcie obrywał po karku od wszystkich partyjnych frakcji.

Gdyby nie Kopacz, byłby dziś politycznym trupem.

Pierwsze faule

Na początku pierwszej kadencji rządów Platformy w latach 2007/2008 było ich dwóch. Dwóch Sławomirów N., którym wróżono strzeliste kariery. Mieli po trzydzieści kilka lat, duże parcie na karierę i twardą rękę w rozgrywkach partyjnych. Przez lata wyglądało na to, że to współzawodnictwo wygra Sławomir Nowak. Dziś jednak jest jasne, że o ile Nowak nie wyciągnął wniosków ze swoich słabości i poległ trafiony zegarkiem, o tyle Nitras po kończących się właśnie korepetycjach z pokory jeszcze zamiesza i w Platformie, i w polskiej polityce.

Ta historia najlepiej charakteryzuje tego dawnego Nitrasa. Jest jesień 2006 r., pierwsze wybory samorządowe, odkąd władzę przejął PiS. Nitras za wszelką cenę chce pokazać liderom swej partii, że forsowany przez niego na prezydenta miasta bezpartyjny Piotr Krzystek jest w stanie pobić konkurencję, w tym kandydującą z błogosławieństwem PiS Teresę Lubińską, byłą minister finansów w rządzie Marcinkiewicza, oraz byłego ministra gospodarki w rządach SLD Jacka Piechotę.

W 2008 r. Nitras dokonał w „Rzeczpospolitej" rachunku sumienia: – Był tydzień do wyborów i wiedzieliśmy, że mamy jeden słaby punkt. Kontrowersję wokół mieszkania komunalnego, które zostało Krzystkowi przyznane. Wyciągnął to PiS – opowiadał Nitras, nawiązując do zarzutów CBA, że mieszkanie wycenione na 180 tys. zł Krzystek wykupił za 32 tysiące. Zakochany w sporcie Nitras zagrał niczym zawodnik, który widzi, że przeciwnik go ogrywa: sfaulował. Opowiadał potem: – Było tylko kilka godzin, żeby im „oddać". Posadziłem kilka osób przed komputerami i kazałem szukać. No i znaleźliśmy: sprawę umorzenia przez Ministerstwo Finansów długów pewnego działacza Samoobrony. Gdy oskarżałem o to Lubińską, wiedziałem, że to nie ona podejmowała decyzję i że potem będę pewnie musiał przepraszać. Ale efekt został osiągnięty – opowiadał.

Nitras do dziś żałuje tych słów dla „Rzeczpospolitej". Uważa, że dostał w skórę za to, co robią wszyscy – ostre polityczne zagrywki. A nikt nie docenił, że on jako jedyny przyznał się i przeprosił Lubińską, z którą ma zresztą dziś dobre relacje. Faktem jest jednak, że to Krzystek wygrał wybory.

Stanowisko marzeń

Nie tylko z PiS Nitras ma na pieńku. Wtedy w 2006 r. Krzystek pokonał w drugiej turze Piechotę, co wzbudziło wściekłość na lewicy. Krajanin Grzegorz Napieralski, były lider SLD: – Nitras ma dwie twarze. Z jednej strony posiadł swoisty „gen przywódczy". Potrafi przygotować kampanię, zebrać odpowiednich ludzi i skoordynować ich działania. Ale jednocześnie jest w nim „gen autodestrukcji". Zraża do siebie ludzi, łatwo z przyjaciół robi wrogów i gra naprawdę brutalnie.

Po publikacji „Rzeczpospolitej" w 2008 r. Bartosz Arłukowicz, związany wówczas ze szczecińską lewicą, mówił o Nitrasie tak: – To go dyskwalifikuje ze świata polityki, zabiera mu całą wiarygodność. To jest polityczny stryczek, który sam sobie założył.

Dawniej Nitras uważał, że miarą wielkości polityka jest liczba osób, które go nienawidzą

Dziś Nitras i Arłukowicz są w jednym rządzie. I to Nitras ma prawo mieć pretensje do Arłukowicza. Minister zdrowia stał się mimowolnym współsprawcą obecnych kłopotów premier Ewy Kopacz. To Arłukowicz przyciągnął do rządu Adama Piechowicza, speca od wizerunku, którego poznał jeszcze jako polityk lewicy.

Gdy w 2011 r. Arłukowicz został ministrem zdrowia w rządzie Donalda Tuska, powołał Piechowicza na swego doradcę. Z resortu zdrowia Piechowicz trafił do gabinetu Ewy Kopacz jako marszałka Sejmu, gdzie przyciągnęła go rzeczniczka Iwona Sulik. Z Sejmu oboje wraz z Kopacz trafili do rządu, gdzie stali się najbliższymi doradcami pani premier.

Problem polega nie tylko na tym, że bez wiedzy Kopacz dorabiali na szkoleniach polityków, w tym konkurentów Platformy. – Podstawowy problem był taki, że odpowiadali za chaos w otoczeniu Kopacz – twierdzi polityk bliski pani premier.

Kiedy Nitras przyszedł do rządu na początku grudnia minionego roku, Piechowicz był już na wylocie, właśnie dlatego że na jaw wyszły jego szkoleniowe fuchy. Za to z Sulik Nitras pracował przez niemal dwa miesiące i – mówiąc oględnie – chemii między nimi nie było.

Nie znaczy to, że Nitras dybie na jej stanowisko. Ze swym żywiołowym temperamentem i niewyparzonym językiem nie najlepiej nadaje się na rzecznika rządu. Znakomicie czuje się jako doradca szefowej rządu – bo o takim stanowisku mógł przez lata tylko marzyć.

Korwin, Rokita, Radek...

Wśród istotnych nazwisk w politycznym życiorysie Nitrasa Ewy Kopacz nigdy wcześniej nie było.

Janusz Korwin-Mikke, Jan Rokita, trochę Radek Sikorski – sami polityczni single. Korwin-Mikkego osobiście nie znał, ale uległ urokowi jego ultraliberalnych haseł i jako młodziak na początku lat 90. wstąpił do Unii Polityki Realnej. Rokitę Nitras poznał w swej drugiej partii – Stronnictwie Konserwatywno-Ludowym, formacji współtworzącej zwycięską koalicję wyborczą AWS w 1997 r. Rokita oczarował go intelektualnym typem patrzenia na państwo i politykę.

– Pamiętam w 1989 r. obrady Sejmu kontraktowego i faceta, który w czarnym golfie wbiegał na mównicę i mówił tak, że byłem dumny, iż w parlamencie są wreszcie tacy ludzie – wspominał po latach Rokitę.

Jeden z liderów SKL, szczeciński polityk Artur Balazs: – Pamiętam Nitrasa jeszcze jako dynamicznego, ambitnego, prężnego studenta. Zapraszał mnie na obozy w Międzyzdrojach i Mielnie, żeby porozmawiać o polityce. Bardzo szybko chciał być kimś ważnym. Jako reprezentant młodzieżowego środowiska Rokity skonfliktował się z młodymi konserwatystami Aleksandra Halla. Pokazał zadziorność, wszystko chciał rozstrzygać na swoją modłę.

Wraz z większością SKL – w tym Rokitą – Nitras trafił w 2001 r. do nowo tworzonej Platformy i przez lata uchodził za jednego z kilku kluczowych stronników polityka z Krakowa. Gdy w 2007 r. Rokita odszedł z polityki, Nitras pozostał w partii bez żadnego patrona i o swoje miejsce w polityce musiał walczyć samodzielnie. Robił to widowiskowo – w prawyborach prezydenckich wewnątrz PO w 2010 r. postawił na Radosława Sikorskiego, i to mimo że z Bronisławem Komorowskim był w SKL. Zwyciężyły przekorna natura i przekonanie, że trzeba wysłać partyjnym bossom sygnał o potrzebie odmłodzenia partii.

Ta jego niezależność irytowała największe frakcje w partii, w szczególności Grzegorza Schetynę i jego stronników. To konflikt ze schetynowcem Stanisławem Gawłowskim o kontrolę nad zachodniopomorską PO stał się bezpośrednią przyczyną kłopotów Nitrasa, które niemal kosztowały go karierę polityczną. Wojna wybuchła w 2010 r. po katastrofie smoleńskiej, w której zginął regionalny lider PO Sebastian Karpiniuk. Do walki o schedę po tym popularnym polityku stanęli wówczas Gawłowski i Nitras. Wygrał Gawłowski, a Nitras musiał się zadowolić zajmowanym od 2003 r. fotelem szefa PO w Szczecinie. Gawłowski nie rezygnował i zaczął dalej go marginalizować.

Największy zakręt

Kiedy Platforma przegrała wybory na prezydenta miasta jesienią 2010 r., zażądał dymisji Nitrasa. Faktem jest, że w tej porażce było sporo winy tego dawnego, zacietrzewionego Nitrasa. Ponieważ wypromowany przez niego w 2006 r. prezydent Krzystek nie chciał słuchać poleceń z tylnego fotela, Nitras wystawił mu konkurenta – Arkadiusza Litwińskiego. Ale Krzystek go pobił.

Nitras zrezygnował, tyle że trzy lata później. Zwołał konferencję prasową i oskarżył Gawłowskiego o wszelkie partyjne przewiny, w tym dopisywanie na partyjne listy fikcyjnych członków, żeby zwiększyć swoje szanse wyborcze (tzw. pompowanie kół). Napisał też list do premiera, ale został potraktowany obcesowo, bo Donald Tusk zamiatał partyjne problemy pod dywan. – Obywatele piszą do mnie listy z różnymi sprawami – oświadczył. A ludzie Gawłowskiego uruchomili procedurę wyrzucania Nitrasa z partii. Nie został wpuszczony ani na listy do europarlamentu, ani do samorządu w 2014 r. Odrzucił jednak ofertę Jarosława Gowina, aby odejść z Platformy. – Sławek był dumny z tych wszystkich swoich wojen i wrogów. Uważał, że miarą wielkości polityka jest to, ilu ludzi go nienawidzi. Rzeczywiście, w tych kategoriach był wielkim politykiem – mówi z przekąsem jeden ze sztabowców PO.

Zanosiło się na jego koniec. Ale wtedy z polskiej polityki odszedł Donald Tusk i nastąpiło nowe rozdanie. W otoczeniu Kopacz jako minister ds. europejskich znalazł się Rafał Trzaskowski, były kolega Nitrasa z europarlamentu. I to on polecił pani premier szczecińskiego twardziela. – Sławek przeszedł długą drogę. Wygrywał kampanie wyborcze, był ojcem sukcesu Platformy w Szczecinie i wydawało mu się, że wielka kariera przed nim. Stało się dokładnie odwrotnie. Stał się ofiarą Gawłowskiego, za którego rządów Platforma to przerażający obraz. Może te doświadczenia były Nitrasowi potrzebne, żeby zejść na ziemię? – zastanawia się Artur Balazs.

Dziś Nitras i Kopacz walczą w sumie o to samo – o byt polityczny.

Kraj
Donald Tusk chce przeszkolić rocznie 100 tys. ochotników. Czy to realne?
Materiał Partnera
Targi Agrotech już 14-16 marca w Kielcach. Bilety już są!
Kraj
Za mało pieniędzy dla muzeum Łemków
Kraj
Po publikacji „Rzeczpospolitej”: Brzoska zaprasza Pytlaka do współpracy przy deregulacji
Materiał Promocyjny
Współpraca na Bałtyku kluczem do bezpieczeństwa energetycznego
Kraj
Kontrowersyjna impreza z udziałem IPN. „Legitymizowanie ekstremizmu”
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń