Kilkanaście dni temu odbyła się wizyta prezydenta Andrzeja Dudy na Ukrainie. W Kijowie została podpisana przez prezydentów deklaracja dotycząca historii i miejsc pamięci, która była efektem kompromisu i mogła skutkować przełamaniem impasu w stosunkach polsko-ukraińskich dotyczących ochrony miejsc pamięci i ekshumacji.
Po zakończeniu wizyty prezes IPN Jarosław Szarek podważył jej efekty. W wywiadzie dla PAP stwierdził, że „dotychczasowe doświadczenia wskazują, że od deklaracji najwyższych władz Ukrainy do czynów jest bardzo długa droga". Przypomniał brak zgody na rozpoczęcie prac poszukiwawczych na Ukrainie.
16 października ukraiński IPN wydał oświadczenie, w którym optymistycznie ocenił „perspektywy współpracy i dobrej komunikacji z urzędnikami RP", dodał, że jest gotowy zwiększyć liczbę wspólnych projektów badawczych. Przypomniał jednak też o dewastowaniu ukraińskich miejsc pamięci. Wskazał, że Polska nie zrealizowała postulatu odnowienia grobu żołnierzy UPA na górze Monastyr, tablica nagrobna została pozbawiona nazwisk poległych.
W odpowiedzi IPN wydał wielowątkowe oświadczenie, w którym m.in. przypomniał o braterstwie broni w czasie wojny z bolszewikami, ale też o zbrodniach UPA na Polakach. Dlatego „nie powinniśmy godzić się na upamiętnienia oddające hołd organizacjom odpowiedzialnym za systemowe ludobójstwo". IPN twierdzi, że Ukraińcy nie wyrazili zgody na poszukiwania m.in. w Hucie Pieniackiej. Wyjaśnił, że na wzgórzu Monasterz zainstalowano nową dwujęzyczną tablicę, jednak brak jest danych, które mogłyby potwierdzić rzetelność wcześniej umieszczonej listy poległych. – Ważne, że na dzień dzisiejszy kwestia pamięci historycznej, jako sprawa polityczna, została zdjęta z agendy całkowicie – podkreślił prezydent Ukrainy w wywiadzie podsumowującym wizytę Dudy.
Zaledwie dwa tygodnie potem okazało się, że grubo się mylił. Ukraiński i polski IPN nie potrafią z sobą współpracować, dlatego potrzebna jest interwencja rządu.