Gmina Białogard zaprosiła do siebie dwie polskie rodziny repatrianckie z Kazachstanu. Te w Polsce pojawią się najprawdopodobniej wiosną przyszłego roku. Białogard ma w takich działaniach doświadczenie. Mieszkają tam już cztery repatrianckie rodziny. To jednak wyjątek w skali kraju. Większość gmin nie jest zainteresowana zapraszaniem wywiezionych na azjatyckie rubieże ZSRS Polaków.
Nasze teksty zwróciły uwagę wielu polityków, którzy przyznają, że należy poświęcić temu tematowi większą uwagę. – Skala powrotów zależy od wielu czynników: od rządu, ale też od samorządów i wielu kryteriów. Chyba już czas, by te kryteria poluzować i otworzyć się szerzej na repatriantów – przyznaje poseł PO Marcin Święcicki. Zwraca uwagę, że problemem jest zbyt mała liczba zaproszeń ze strony samorządów, które uczestniczą w procesie repatriacji. – Może należy zwiększyć finansowanie dla gmin, bo w dalszym ciągu to one są w stanie na miejscu przygotować mieszkanie i znaleźć dla repatriantów pracę czy zaopiekować się ich dziećmi. Na początku entuzjazm samorządów był spory, później osłabł. Może jak dostaną więcej środków, to on powróci – mówi „Rzeczpospolitej".
– Przyjazd uchodźców z Azji i Afryki spowodował, że pod znakiem zapytania stanęła cała polityka państwa polskiego wobec Polaków na Wschodzie. Do tej pory mówiono, że nie ma pieniędzy, może być to niebezpieczne, brakuje lokali, państwo nie jest przygotowane. Głównie dlatego proces repatriacji był wstrzymywany – mówi nam wiceprezes PiS Adam Lipiński. – To jest grupa przynajmniej 10 tys. osób, głównie z Kazachstanu i Syberii, gdzie co czwarty mieszkaniec ma polskie korzenie. Toczy się teraz spór o to, jak to możliwe, że na uchodźców są pieniądze, a na Polaków nie – dodaje Lipiński.