Rzeczpospolita: Wiele kontrowersji wzbudzają jutrzejsze odchody Dnia Pamięci Ofiar Niemieckich Nazistowskich Obozów Koncentracyjnych. Słowo „niemieckich" dodano swego czasu po artykule „Rzeczpospolitej". Skąd wzięła się tendencja do nazywania niemieckich zbrodni nazistowskimi?
Prof. Adam Daniel Rotfeld: Zrodziła ją zapewne potrzeba tzw. poprawności politycznej. Jednak dziś często formuła „nazistowskie obozy" brzmi dla nowych pokoleń abstrakcyjnie. Wielu właściwie nie wie, kto stał za tymi zbrodniami i jakie państwo czy naród ponoszą za nie odpowiedzialność. Dlatego należy nazywać rzeczy swoimi imionami. Nie jest to sprawa błaha, bo historia zbyt często jest w naszych czasach przedmiotem manipulacji. Zmiana zakresu znaczeniowego słów pełni istotną rolę w tworzeniu różnych mitów i legend.
Dlatego tak bardzo razi nas określenie polskie obozy koncentracyjne?
Bezpośrednio po wojnie określenie polskie czy czeskie obozy nie było niczym niezwykłym, np. nazwy tej użyła nawet Zofia Nałkowska w „Medalionach". Wtedy wszyscy wiedzieli, że były to niemieckie obozy na terenie okupowanej Polski lub Czech. Na obszarach okupowanych przez III Rzeszę innych obozów nie było. Dziś nie jest to już dla wszystkich tak oczywiste. W ten sposób określenie geograficzne po latach zawiera sugestię, jakoby te obozy zakładali Polacy.
Był pan pierwszym ministrem, który w 2005 roku zaczął z tym terminem walczyć. Wcześniej polskie władze nie dostrzegały problemu?