Na czym polega jej magnetyzm? „Jako były czołowy polityk Platformy może przyciągnąć bliższe centrum. – Liberalna polityka, jaką Gilowska prowadziła w rządzie PiS, może z kolei przysporzyć prezydentowi głosów ludzi biznesu – mówi Polsce członek władz PiS.”
To prawda, premier Gilowska ma wiele zalet. Przyciągnęłaby również tych wyborców, którzy w Gilowskiej widzą pewien symbol. Symbol niekonsekwencji braci Kaczyńskich w podejściu do lustracji. Cóż, nawet głosy osób, których kontakty z SB były podobnie problematyczne, jak byłej wicepremier, są potrzebne, by zostać prezydentem.
„Platforma Obywatelska szykuje w styczniu programową ofensywę. Rok 2010 w którym w Polsce odbędą się wybory prezydenckie, PO otworzy pełną prezentacją planu reform finansowych i zmian w konstytucji” – czytamy w „Dzienniku”. Ale – co ważne – nie w rubryce satyrycznej, ale całkiem poważnej.
Dlaczego mnie to dziwi? Przeprowadzenie konsekwentnej reformy finansów publicznych nie udało się jeszcze żadnej ekipie w III RP. Wiara w to, że uda się to w roku wyborczym byłaby naiwnością. Dlaczego więc PO przedstawi ten plan teraz? By pokazać, że ma plan na dalsze lata rządów, na prezydenturę Tuska. Ale czy po trzech latach rządów Tusk może wygrać wybory składając kolejne obietnice, skoro nie spełnił żadnej z kampanii wyborczej z 2007 roku? No może z wyjątkiem odsunięcia PiS od władzy, ale i to stało się dzięki głosom wyborców, a nie reform przeprowadzonych przez PO.
Projekt zmian w konstytucji premier ogłosił w połowie listopada. Miał w ciągu kilku dni przedstawić konkretne rozwiązania, tak by zdążyć ze zmianami ustawy zasadniczej przed wyborami, do których wówczas pozostał rok. Potem termin przesunięto do grudnia. Grudzień właśnie się kończy, więc PO zapowiada, że przedstawi projekty w styczniu.