Tusk: tak, to była afera

Zdaniem szefa rządu nagromadzenie gorszących zachowań pozwala mówić o aferze hazardowej

Publikacja: 05.02.2010 02:42

Z każdym dniem potwierdzały się moje obawy, że tak naprawdę Kamińskiemu nie zależy na ochronie inter

Z każdym dniem potwierdzały się moje obawy, że tak naprawdę Kamińskiemu nie zależy na ochronie interesów państwa, ale na tym, bym to ja popadał w coraz większe tarapaty – zeznał Donald Tusk przed komisją śledczą. Przesłuchanie trwało 13 godzin

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

– Fakt, że Zbigniew Chlebowski (były szef Klubu PO – red.) i Mirosław Drzewiecki (były minister sportu – red.) sami podali się do dymisji tylko dowodzi, że mamy do czynienia z czymś, co można nazwać sprawą hazardową – stwierdził Donald Tusk, który stanął wczoraj przed sejmową komisją śledczą.

Ku zaskoczeniu posłów premier zrezygnował ze słowa wstępnego. Zdaniem obserwatorów chciał w ten sposób podkreślić, że nie jest w żadnym stopniu uczestnikiem afery.

– Dla mnie jej początek to 14 sierpnia zeszłego roku, czyli spotkanie z Mariuszem Kamińskim – stwierdził szef rządu. To właśnie wtedy były szef CBA poinformował premiera, co jego biuro ustaliło, podsłuchując rozmowy biznesmenów z branży hazardowej. Donald Tusk się dowiedział, że ważni politycy PO mogą tak wpływać na kształt ustawy hazardowej, by była ona korzystna dla rekinów branży.

– Wynikało z tego, że zachowanie Chlebowskiego i Drzewieckiego było dwuznaczne – zaznaczył premier. I przyznał, że część wyborców mogła się poczuć rozczarowana.

[srodtytul]Atak na Kamińskiego[/srodtytul]

Ale to nazwisko Kamińskiego, a nie innych bohaterów afery było wczoraj najczęściej przywoływane. Premier wprost zarzucił byłemu szefowi CBA fałszywe intencje. – Początkowo to, co mówił, przyjąłem z dobrą wiarą. Nie miałem wrażenia, że testował mnie jako przywódcę, jak sam mówił, przed komisją. Od samego początku sytuacja wydawała mi się jednak nietypowa – mówił Tusk.

Na czym polegała ta nietypowość? Premier wyjaśnił, że z jednej strony Kamiński twierdził, iż CBA nie ma w sprawie hazardowej już nic więcej do zrobienia, a materiał nie nadaje się, by złożyć doniesienie do prokuratora. Z drugiej zaś – prosił o zachowanie dyskrecji i oczekiwał działań.

– Z każdym dniem potwierdzały się moje obawy, że tak naprawdę Kamińskiemu nie zależy na ochronie interesów państwa, ale na tym, bym to ja popadał w coraz większe tarapaty – zeznał Tusk. Stwierdził, że stanęło przed nim zadanie, które było w gruncie rzeczy niewykonalne. Dlaczego? – Nie mogłem zaniechać działań, ale ich podjęcie oznaczało ryzyko – mówił.

[srodtytul]Aksamitny przeciek[/srodtytul]

Zagrożenie miało polegać na tym, że bohaterowie afery mogli się domyślić, o co chodzi, i spłoszyć. Premier chciał zaś z nimi porozmawiać o ich zaangażowaniu w proces legislacyjny, by podjąć decyzję, czy wyciągać wobec nich konsekwencje.

– Mimo mojej ostrożności każdy, kto miał nieczyste sumienie, mógł się przecież poczuć zaniepokojony moim zainteresowaniem – wyjaśnił premier. Bartosz Arłukowicz (Lewica) dopytywał, czy w takim razie to był aksamitny przeciek. – Pan żartuje – odpowiedział premier.

Zaznaczył, że nie był źródłem przecieku, a podczas spotkania z Drzewieckim 19 sierpnia 2009 r. nie pytał go o znajomość z biznesmenem Ryszardem Sobiesiakiem, który był głównym bohaterem materiałów CBA. Według Kamińskiego ta rozmowa mogła uruchomić łańcuszek zdarzeń, który doprowadził do tego, że informacja o akcji CBA dotarła do Sobiesiaka. Tusk potwierdził, że na spotkaniu była jedynie mowa o krytycznej sytuacji z finansowaniem budowy Stadionu Narodowego.

– Nie trzeba formułować teorii przecieku, bo państwo doskonale wiecie, gdzie był przeciek – szef rządu zasugerował, że jedynym przeciekiem było dotarcie stenogramów z podsłuchów do redakcji „Rz”.

Tusk przyznał też, że informacja Kamińskiego, że nastąpił przeciek, nie zrobiła na nim większego wrażenia, bo jako szef rządu miał dużo pilniejszych spraw i nigdy nie podniecał się podsłuchami. – W polskiej polityce czasem nie było tygodnia, by ktoś nie zarzucał komuś przecieku – wyjaśniał premier. Zwrócił też uwagę, że dotąd nie może się doszukać korzyści, jakie miałby komuś przynieść rzekomy przeciek. Podkreślał jednak, że zależy mu na wyjaśnieniu sprawy, a komisja śledcza działa tylko dzięki jego decyzji.

Kamińskiego krytykował też dlatego, że jego pierwsza notatka dotycząca afery była niekompletna, bo nie zawierała informacji z innych analiz CBA o zagrożeniach, jakie dla rynku hazardowego może nieść wprowadzenie tzw. wideoloterii. CBA dostało się też za niewielką efektywność w stosunku do kosztów działania.

Beata Kempa (PiS) zwróciła uwagę, że w zeznaniach premiera wyraźnie widać niechęć do byłego szefa CBA. Ale gdy chciała przygwoździć szefa rządu zarzutem, że podaje nieprawdziwe informacje na temat notatki odpowiedzialnego za sprawy hazardu wiceministra finansów Jacka Kapicy, okazało się, że nie ma racji.

– Premier cały czas ucieka, a jego strategia polega na tym, by dużo mówić o szczegółach, które nie dotyczą meritum sprawy. Mówiąc tak dużo o Kamińskim, szuka zaś winnego i go znalazł – komentował Zbigniew Wassermann (PiS).

Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo