Wystarczy, że byłym funkcjonariuszom nie grozi więcej niż dwa lata więzienia, a sprawa, nawet w przypadku stwierdzenia ich winy, musi zostać przez sąd umorzona. W dodatku, zdaniem prawników, nowelizacja przepisów niczego by dziś nie zmieniła.
Sąd Okręgowy w Krakowie uwzględnił dziś apelację dotyczącą głośnej sprawy trzech byłych esbeków, skazanych w czerwcu ubiegłego roku za porwanie w 1985 r. w biały dzień dwójki krakowskich opozycjonistów. Choć sąd I instancji uznał ich winnymi bezprawnego pozbawienia wolności Agaty Michałek–Budzicz i Ryszarda Majdzika, nie spędzili za kratami ani dnia. Sąd sprawę bowiem umorzył na podstawie ustawy amnestyjnej z 1989 r.
Teraz sprawa wraca do sądu rejonowego, po tym, jak apelację wnieśli m.in. występujący w tym procesie prokurator IPN oraz pokrzywdzona, dziś oskarżycielka posiłkowa - jedna z porwanych wówczas osób. - Czy kolejny wyrok będzie oznaczał umorzenie? - zastanawia się Agata Michałek-Budzicz, dawna działaczka KPN. Według niej, takie przepisy to kwestia braku woli rozliczenia sprawców komunistycznych przestępstw.
- Nie mogę się pogodzić z tym, że sąd nie orzeka wyższych niż dwa lata więzienia kar. To boli – mówi pokrzywdzona. Tym bardziej, że ta sprawa jest wyjątkowo dobrze udokumentowana. Już w czasach PRL Agacie Michałek udało się bowiem wygrać proces cywilny o naruszenie dóbr osobistych, jaki wytoczyła po owym porwaniu Wojewódzkiemu Urzędowi Spraw Wewnętrznych w Krakowie. W archiwum IPN znaleziono materiały z tamtego procesu, dzięki którym nie było m.in. wątpliwości co do tożsamości kilku esbeków biorących udział w tej akcji.
Także Ryszard Majdzik, drugi z porwanych opozycjonistów nie godzi się z umorzeniem sprawy. Według niego, takie orzeczenia odbierają pokrzywdzonym poczucie sensu składania przed prokuratorem IPN zeznań przeciwko swym dawnym oprawcom.