– Kompletna kompromitacja funkcji i urzędu – tak zeznania pełnomocnik rządu do spraw zwalczania korupcji przed komisją śledczą podsumował Zbigniew Wassermann, poseł PiS.
Julia Pitera twierdziła, że nie miała żadnego związku z aferą ani pracami nad ustawą hazardową. Przyznała, że premier nie rozmawiał z nią o tej sprawie i nie wiedziała nic o działaniach CBA. A o aferze dowiedziała się z "Rz".
Przed komisję została wezwana na wniosek Beaty Kempy z PiS. Na początku 2009 r. trafiło bowiem do niej pismo od szefa rady programowej magazynu branży hazardowej "Interplay" Eugeniusza Wiecha, w którym informował ją o nieprawidłowościach związanych z nowelizacją ustawy hazardowej i prosił, by przyjrzała się sprawie.
– Przesłałam odpowiednie pismo do wiceministra finansów Jacka Kapicy, który zajmował się nowelizacją, a po uzyskaniu od niego informacji przesłałam ją zainteresowanemu – relacjonowała swoje działania Pitera. Tłumaczyła, że duża ogólnikowość pisma Wiechy spowodowała, że sprawę uznała za zamkniętą po uzyskaniu wyjaśnień Kapicy.
– Gdyby w liście były jakieś informacje, że mamy do czynienia z podejrzeniem działań niezgodnych z prawem, zawiadomiłabym prokuraturę, ale tam nie było żadnych konkretów – przekonywała posłów i tłumaczyła, że nie miała żadnych powodów, by interesować się pracami legislacyjnymi nad ustawą hazardową. Śledczych z opozycji nie przekonała. Nie zostawili na minister suchej nitki.