Lata 70. widzimy przez pryzmat „Czterdziestolatka", ale bliższe prawdy były raczej „Miś", „Alternatywy 4" czy „Poszukiwany, poszukiwana". Planowanie bardziej przypominało kultową scenę z tego ostatniego filmu z Jerzym Dobrowolskim, z „zawodu dyrektorem", wprowadzającym poprawki na makiecie osiedla i przenoszącym jezioro.
Gierek musi być świadom sytuacji. Gdy docieka, dlaczego rozbudowany Ursus, który zakupił licencję Massey-Ferguson i ma znacznie zwiększyć produkcję, nie może tego zrobić, dowiaduje się, że wciąż nie jest gotowa lubelska odlewnia. A nie jest gotowa, bo budowa jest tylko pozorowana. Środki na nią wydano już bowiem na co innego.
„Taki był nacisk społeczny i polityczny, że towarzysze zajmujący się gospodarką nie mogli nagle zakręcić inwestycyjnego kurka – tłumaczy w „Przerwanej dekadzie". Nie ma odwagi, by odejść od księżycowej gospodarki nakazowo-rozdzielczej nawet na milimetr. Reformy gospodarcze? I sekretarz był przekonany o wyższości systemu „socjalistycznego" nad kapitalistycznym. Po latach przekonywał, że przecież „nie było wówczas żadnej koncepcji reformy socjalizmu".
Aby móc spłacać szybko rosnące długi, musi wyhamować popyt wewnętrzny. Podwyżki wywołują jednak niepokoje w Radomiu i Ursusie. Ugina się wtedy i od tego czasu znajduje się już na równi pochyłej. W 1979 roku po raz pierwszy od czasów wojny PKB spada. To właśnie kłopoty gospodarcze doprowadzają do powstania „Solidarności", a nie odwrotnie, o czym zapomina wielu piewców I sekretarza. Nawet gdyby nie było strajków sierpniowych, upadłby kilka miesięcy później.
Chwalący Gierka często nawiązują do obecnych czasów i równowartości 100 mld dol., o które zwiększyło się zadłużenie Polski za rządów Donalda Tuska. Jak w takiej sytuacji czepiać się Gierka, który miał raptem 20 mld dol. zobowiązań? To bałamutne. Po pierwsze, ze względu na inflację dzisiejszy dolar jest kilkukrotnie mniej wart niż wówczas, po drugie zaś liczy się nie tyle sama wielkość długu (czy nawet stosunek do PKB), bo wtedy bankrutami byłyby już dawno USA czy Japonia, ile wiarygodność w oczach rynków finansowych i zdolność do jego obsługi.
W końcu lat 70. na obsługę długu trzeba było wydawać prawie trzy czwarte rocznych wpływów z eksportu, które wynosiły ledwie 6–8 mld dol. Tymczasem teraz roczny eksport wynosi równowartość około 200 mld dol. Różnica jest po prostu miażdżąca. Gierkowski dług spłaciliśmy w październiku ubiegłego roku.
Gierek nigdy nie przyznał się wyraźnie do błędów. W „przerwanej dekadzie" przekonywał: „Zostaliśmy zatopieni bosakami u końca przeprawy. I nie przez „Solidarność", ale przez towarzyszy partyjnych.
Patriota? Liberał?
Kustosze pamięci Edwarda Gierka uważają go za patriotę i liberała. I sekretarz miał dążyć do wzmocnienia pozycji Polski, a w polityce wewnętrznej być łagodnym dla opozycji. Wyrobienie sobie jasnego poglądu w tej sprawie jest trudne, bo Gierek pokazywał często różne twarze. Trudno dociec, która jest prawdziwa. Gestem patriotycznym była bez wątpienia decyzja o odbudowie Zamku Królewskiego. Miał też dążyć do budowy dla Polski pozycji drugiego po ZSRR członka bloku socjalistycznego. Jego decyzje o budowie portu północnego w Gdańsku służyły też uniezależnieniu się od radzieckiej ropy i rudy żelaza. Zaraz potem jednak budował Hutę Katowice.
Wysłanie w kosmos Mirosława Hermaszewskiego miało budować prestiż Polski. Paweł Bożyk w swej książce „Hanka, miłość, polityka" wspomina nawet o ówczesnych tajnych planach budowy broni atomowej, czego nie można jednak w żaden sposób zweryfikować. Zapraszanie zachodnich przywódców do Polski przez Gierka nie musiało też być oznaką jego nadzwyczajnej niezależności od ZSRR, bo wpisywało się w ówczesną politykę odprężenia. – Trudno sobie wyobrazić, by robił to bez zgody Kremla – mówi Jan Żaryn, ale przyznaje, że co najmniej raz wyraźnie nie posłuchał ostrzeżeń Moskwy, czego mu później nie zapomniano. Chodziło o zaproszenie papieża w 1979 roku.
Wcześniej jednak pokazał inną twarz. W 1974 roku wręczył Leonidowi Breżniewowi order Virtuti Militari I klasy, a w dwa lata później wprowadzono do konstytucji poprawki ograniczające suwerenność kraju: o PZPR jako przewodniej sile społeczeństwa oraz o umacnianiu przyjaźni i współpracy z ZSRR.
W filmie „Kochaj albo rzuć" polonus z Chicago mówi do Pawlaka i Kargula: „Ja tam nie mam nic przeciw waszemu rządowi. Byle tylko tych komunistów do władzy nie dopuszczali". Coś takiego za Gomułki byłoby nie do pomyślenia. Za czasów Gierka Polska staje się najweselszym barakiem obozu socjalistycznego. Dzięki liberalizacji przepisów paszportowych w 1970 roku za granicę wyjechało, głównie turystycznie, 870 tys. osób, zaś w 1979 roku – już 9,5 mln. Dla przeciętnego Polaka osiągalne stają się wczasy w Bułgarii.
Reżyser Kazimierz Kutz uważał swego ziomka za „marnego bolszewika", który nie był okaleczony leninowską nienawiścią rewolucyjną ani ślepą dyscypliną partyjną". Miał ślub kościelny, ochrzcił dzieci, matkę pochował z wielkimi honorami, po katolicku. Za Gierka poprawiły się relacje z Kościołem, do kardynała Stefana Wyszyńskiego I sekretarz zwracał się „ekscelencjo".
Bezpośredni, wrażliwy na biedę, aby ugasić strajki w kopalniach w 1951 roku czy w Szczecinie w 1971 roku, spotyka się bez obstawy z robotnikami. Potrafił jednak pokazać zupełnie inną twarz. W marcu 1968 roku podczas wystąpień studenckich ostro atakuje intelektualistów. „Owi Zambrowscy, Staszewscy, Słonimscy i spółka rodzaju Kisielewskiego, Jasienicy i innych (...) dowiedli niezbicie, że służą obcym interesom". Po zatrzymaniu przez MO grupy warszawskich studentów jadących na Śląsk tak przemawiał do aktywu: „Jechali zamącić spokojną śląską wodę. Nietrudno się domyślić, kto łoży na organizowanie awantur w Warszawie i kraju. Są to ci sami zawiedzeni wrogowie Polski Ludowej, których życie nie nauczyło rozumu, którzy przy okazji dają o sobie znać, różni pogrobowcy starego ustroju, rewizjoniści, syjoniści, sługusy imperializmu. Chcę z tego miejsca stwierdzić, że śląska woda nigdy nie była i nie będzie wodą na ich młyn. I jeśli poniektórzy będą nadal próbować zawracać nurt naszego życia (...) to śląska woda pogruchocze im kości". I rzeczywiście gruchotała. Podczas próby wręczenia petycji Gierkowi pobito demonstrantów i przechodniów.
Gdy w czerwcu 1976 roku dochodzi do strajków i demonstracji w Radomiu i Ursusie, wpadł we wściekłość. Referujący sytuację sekretarz radomskiego komitetu wojewódzkiego Janusz Prokopiak słyszy: „Powiedz tym swoim radomianom, że ja mam ich wszystkich w dupie i te wszystkie działania też mam w dupie. Zrobiliście taką rozróbę i chcecie, by to łagodnie potraktować? To warchoły, ja im tego nie zapomnę". Strajkujących milicja traktuje osławionymi „ścieżkami zdrowia", choć z drugiej strony trzeba przyznać, że do robotników się nie strzela jak za Gomułki.
Trudno, by za takie rzeczy stawiać Gierka na piedestale. Jednak jedna jego zasługa, wprawdzie niezamierzona, jest absolutnie bezsporna. Przyczynił się do rozpadu systemu komunistycznego.