W Holandii, Belgii, Japonii, Francji, Wielkiej Brytanii, Włoszech, Australii lub Nowej Zelandii systematyczne zabijanie stało się rzeczywistością. Tam, gdzie eutanazja jest dozwolona, jest coraz częściej stosowana na życzenie rodziny pacjenta lub samych lekarzy. Wola cierpiącego chorego, który często stracił umiejętność komunikacji, nie odgrywa dla nich większej roli. - Zrobiłem to dla rodziny pacjenta. Oni nie mogli dłużej znieść jego cierpienia - tak brzmi główny argument stosujących eutanazję lekarzy. Cierpienie, które przeszkadza. Nie pacjentowi, jego otoczeniu. Matki nie chcą patrzeć na cierpienie nieuleczalnie chorego bądź upośledzonego dziecka. Dzieci na swych umierających rodziców. Lekarze zaś -świadomi, że nie mogą już pomóc pacjentowi - pozbywają się niewygodnego obciążenia.
Doktor ci pomoże
Holandia obchodzi uroczyście piąte urodziny ustawy, która zalegalizowała eutanazję. Publiczne radio przeprowadziło z tej okazji wywiad ze znanym lekarzem dr. Bertem Keizerem, autorem książki "Tańcząc z Doktorem D.", w której opisuje, jak przez dziesięciolecia uśmiercał pacjentów. - Wątpię, aby legalizacja zmieniła codzienną rutynę śmierci -skomentował rocznicę. -Przed legalizacją uśmiercałem ludzi, teraz robię to samo - dodał. W audycji nie wspomniano o tysiącach holenderskich pacjentów (oficjalnie holenderski resort zdrowia przyznaje, że jest ich około tysiąca), którzy są uśmiercani przez lekarzy wbrew własnej woli, ani o tym, że miesiąc wcześniej sąd najwyższy dozwolił eutanazję chorych na depresję. Zamiast tego dr Keizer tłumaczy słuchaczom, że nie może "kochać" swych pacjentów, wręcz przeciwnie, musi ich zdehumanizować. -Pamiętam, jak jeden pacjent miał wątpliwości, nie wiedział, czy chce umrzeć czy nie. Strasznie mnie to zdenerwowało. Wyobrażałem sobie, że będę musiał to wszystko kolejny raz z nim przerabiać. Pomyślałem, co za menda! - opowiada. Pozostali goście audycji serdecznie się śmiali.
O tym, w jaki sposób personel medyczny narusza prawa pacjentów, świadczy także zawartość najnowszego biuletynu informacyjnego międzynarodowego stowarzyszenia "Right to die societies" reprezentującego większość światowych organizacji walczących o prawo do eutanazji. Biuletyn podaje przypadek50-letniego chirurga szpitala Imizu w Tokio. Mężczyzna zabił między 2000 a 2005 rokiem co najmniej siedmiu chorych, odłączając ich od respiratorów. We wszystkich przypadkach "zapomniał" sprawdzić, czy jego pacjenci chcieli umrzeć. W Japonii wolno zaprzestać uporczywej terapii, jednak prawo wymaga, aby pacjent wcześniej wyraził na to zgodę.