Reklama

Julia Pitera zarzuca szantaż premierowi

Gdy byłam warszawską radną zadzwonił do mnie Jarosław Kaczyński z prośbą o poparcie absolutorium dla ówczesnego prezydenta stolicy Lecha Kaczyńskiego - twierdzi posłanka PO Julia Pitera. W zamian wycofana miała być apelacja w sprawie wygranego przez Piterę procesu dotyczącego jej mieszkania.

Aktualizacja: 17.10.2007 17:47 Publikacja: 17.10.2007 09:31

Julia Pitera zarzuca szantaż premierowi

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

- Zarzucam szantaż Jarosławowi Kaczyńskiemu - podkreśliła posłanka.Jak mówiła Pitera, tzw. układ warszawski "w zemście za to, co z nimi zrobiła", stworzył tzw. aferę mieszkaniową, dotyczącą jej mieszkania.

- Wiedząc o tym, że nie mam możliwości bronienia się w normalnym trybie, oddałam sprawę do wyjaśnienia przed sądem cywilnym. Sprawę tę wygrałam w pierwszej instancji. Już kiedy Lech Kaczyński był prezydentem stolicy została złożona apelacja do sądu przez miasto stołeczne Warszawa z jego upoważnienia - relacjonowała.

- W kwietniu miała się zebrać Rada Miasta Stołecznego Warszawy, żeby głosować absolutorium dla Lecha Kaczyńskiego. Ja dostałam telefon od bardzo ważnej persony z PiS-u, że jeżeli poprę absolutorium dla Lecha Kaczyńskiego w Warszawie wówczas zostanie wycofana apelacja w mojej sprawie z sądu - oświadczyła.

Dopytywana, kto jest tą bardzo ważną osobą z PiS-u, Pitera odpowiedziała, że to premier.

"Tak. Jarosław Kaczyński osobiście do mnie zadzwonił, żeby powiedzieć, że jeżeli poprę absolutorium dla Lecha Kaczyńskiego - ponieważ to był jedyny głos - który brakował" wówczas zostanie wycofana apelacja - podkreśliła Pitera. - Ja byłam wstrząśnięta - dodała.

Reklama
Reklama

Według Pitery, był to kwiecień 2004 lub 2005 r. "Musiałabym sprawdzić" - zaznaczyła.

- Czyli premier panią zaszantażował? - dopytywał dziennikarz. "Jeszcze nie był premierem. Był szefem partii. Ja wówczas zostałam wstrząśnięta, naprawdę wstrząśnięta, nie byłam w stanie mówić. Poszłam (...) na posiedzenie Rady Miasta Stołecznego Warszawy i okazało się, że wszyscy radni o tym doskonale wiedzą, że został kupiony głos radnej Pitery. Ja wówczas zagłosowałam wyraźnie przeciw, aczkolwiek miałam zamiar się wstrzymać, żeby się od tego odciąć" - podkreśliła posłanka.

Pytana, czy jest gotowa na proces w trybie wyborczym, odparła, że tak. Na pytanie, jakie ma dowody odpowiedziała:

"Dwoje świadków, ponieważ nie byłam sama".

- Chciałem przekonać Piterę, by nie szła w kierunku koalicji PO z lewicą - powiedział Jarosław Kaczyński. - Nic więcej tam nie było - dodał.

Premier twierdzi, że wtedy chodziło o to, by Pitera nie poparła powstającej właśnie koalicji PO - lewica. - Tej koalicji, która dziś rządzi w Warszawie i której rządy są jedną gigantyczną kompromitacją i to nie chodzi tylko o korki - powiedział.

Reklama
Reklama

- Chodzi też o to - mówił premier - co się wyprawia w stołecznym ratuszu. - Ilu dyrektorów bez kwalifikacji jako p.o. jest w tej chwili na różnych stanowiskach, co się wyprawia w koalicji - nie takiej samej, ale zbliżonej, czyli z PSL w samorządzie wojewódzkim, gdzie na 450 stanowisk kierowniczych podległych marszałkowi jest 1 bezpartyjny - mówił premier.

- Tak to wygląda w wykonaniu tych, którzy w tej chwili mają podobno wspólnie rządzić Polską - dodał. - Swoją starą koleżankę, kiedyś nie ukrywam lubianą, chciałem przekonać, żeby w tym kierunku nie szła. Ona przyjęła to chłodno i taki był przebieg tej rozmowy. Nic więcej tam nie było - podkreślił Kaczyński.

Premier mówił, że zna Piterę od wielu lat, jeszcze z czasów młodości. Według niego, ludzie, którzy "znają się od młodości, mają prawo ze sobą rozmawiać w takich sprawach", tym bardziej, że Pitera była wówczas osobą spoza partii politycznej.

- Mogła wejść w ten układ, w który weszła - z fatalnymi skutkami - mogła nie wejść. No, niestety weszła, tyle mogę powiedzieć. Ona się powinna tego wstydzić, ja nie mam żadnych powodów do wstydu - powiedział Kaczyński.

- Zarzucam szantaż Jarosławowi Kaczyńskiemu - podkreśliła posłanka.Jak mówiła Pitera, tzw. układ warszawski "w zemście za to, co z nimi zrobiła", stworzył tzw. aferę mieszkaniową, dotyczącą jej mieszkania.

- Wiedząc o tym, że nie mam możliwości bronienia się w normalnym trybie, oddałam sprawę do wyjaśnienia przed sądem cywilnym. Sprawę tę wygrałam w pierwszej instancji. Już kiedy Lech Kaczyński był prezydentem stolicy została złożona apelacja do sądu przez miasto stołeczne Warszawa z jego upoważnienia - relacjonowała.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
Reklama
Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Kraj
Ponad 2300 zgłoszeń z profilu Stop Cham Warszawa. „To utrudnia pracę policjantom”
Kraj
Poradziecka wyrzutnia pocisków pod Warszawą? Służby już na miejscu
Kraj
Kolejne rekordy na Lotnisku Chopina. Tylu pasażerów nie było jeszcze nigdy
Kraj
Sensacja za sensacją. Wyschnięta Wisła odsłoniła skarby sprzed stuleci, a nawet tysiącleci
Reklama
Reklama