Na jej miejsce powołał Romana Kowalskiego. Największe zdumienie w MSZ wywołał fakt, że Kowalski jest absolwentem MGIMO, słynnej akademii dyplomatycznej w Moskwie. Kowalski to wieloletni znajomy Wiśniewskiego, był jego współpracownikiem, kiedy nowy dyrektor generalny był ambasadorem w Budapeszcie. Potem za czasów ministra Stefana Mellera został naczelnikiem kadr w MSZ.

MGIMO, czyli Moskiewski Państwowy Instytut Stosunków Międzynarodowych, to rosyjska uczelnia uchodząca za kuźnię kadr dla komunistycznej dyplomacji i – zdaniem historyków – miejsce rekrutacji przez sowieckie służby. – Nie należy generalizować kwestii MGIMO i każdy przypadek trzeba rozpatrywać indywidualnie – uważa jednak Paweł Zalewski, poseł PiS i były szef Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. – Ale dyrektor kadr to szczególna postać, która proponuje awanse i tworzy ścieżki kariery, więc powinna nim być osoba, co do której nie pojawią się powody do kwestionowania jej kwalifikacji – dodaje poseł.

O odejściu od promowania absolwentów MGIMO mówił Kazimierz Marcinkiewicz jako premier, zapowiadając, że MSZ musi „zerwać z praktyką powoływania na ambasadorów absolwentów MGIMO”. Ale nie tylko. To samo zamierzał przeprowadzić Jerzy Pomianowski, były dyrektor generalny, który ma wrócić do łask w MSZ kierowanym przez Radosława Sikorskiego. Skąd zatem taka nominacja?

Szef MSZ od dwóch dni zwalnia urzędników w swoim resorcie

– Sądzę, że minister Sikorski nie zna tych kwalifikacji dyrektora – mówi nam jeden z wysokich rangą dyplomatów z MSZ. Z Sikorskim ani jego rzecznikiem prasowym nie udało nam się wczoraj wieczorem skontaktować. Nowy minister szybko rozpoczął zmiany personalne w resorcie. W poniedziałek powołał nowego dyrektora generalnego służby zagranicznej. – Mam do dyrektora Wiśniewskiego zaufanie – tłumaczył wtedy „Rz” Sikorski. Niebawem stanowisko wiceministra może dostać Ryszard Schnepf, były ambasador w Ameryce Łacińskiej i były sekretarz stanu w Kancelarii Premiera Kazimierza Marcinkiewicza.