Według informacji „Rzeczpospolitej“ Zbigniew Baranowski, były prezes Rudzkiej Spółki Węglowej, miesiąc przed próbą zatrzymania Barbary Blidy miał się spotkać z osobą z prokuratury i rozmawiać z nią o szczegółach śledztwa w sprawie mafii węglowej. Rozmówca miał nawet określić kwotę, na jaką Baranowski powinien przystać – 80 tys. zł. Czy rzeczywiście był to prokurator? Według relacji naszych rozmówców Zbigniew Baranowski miał się do niego właśnie tak zwracać. Kilka tygodni po tej rozmowie katowicka prokuratura rzeczywiście postawiła Baranowskiemu zarzut obietnicy przyjęcia 80 tys. zł łapówki.
Według oficjalnej wersji Barbara Kmiecik, śląska bizneswoman handlująca węglem, miała w 1998 r. przekazać za pośrednictwem Barbary Blidy pieniądze Baranowskiemu. Był on wtedy prezesem Rudzkiej Spółki Węglowej. Za otrzymane pieniądze miał umorzyć odsetki od długu firmy Barbary Kmiecik. Ale spółka węglowa nigdy ich Kmiecik nie umorzyła.
On sam w rozmowie z „Rz“ zapewnia, że nie spotykał się z prokuratorem, lecz swoim znajomym. – Dwa tygodnie przed akcją przyjaciel przestrzegł mnie, że prokuratura szykuje coś na mnie – przyznaje Baranowski.
W sprawie domniemanej łapówki dla Baranowskiego prokuratura dysponowała wyłącznie zeznaniami Barbary Kmiecik, która sama zgłosiła się do ABW. Zarzut pośrednictwa w przyjęciu korzyści majątkowej dla prezesa Rudzkiej Spółki Węglowej miała usłyszeć Barbara Blida 25 kwietnia, w dniu feralnego zatrzymania. Była minister zastrzeliła się jednak po wejściu funkcjonariuszy ABW do jej domu w Siemianowicach Śląskich.Osoba prezesa Baranowskiego w całej tej sprawie od początku rodziła wątpliwości. Po pierwsze Baranowski jako jedyny ze wszystkich siedmiu podejrzanych w aferze węglowej nie został zatrzymany przez funkcjonariuszy ABW. Zgłosił się sam, na podstawie otrzymanego wezwania z prokuratury na 25 kwietnia. Tego dnia miał być konfrontowany z Blidą i Barbarą Kmiecik. Prokuratura tłumaczyła ten wyjątek „słabo udokumentowanymi dowodami przeciwko niemu“.
Baranowskiemu postawiono zarzut obietnicy przyjęcia 80 tys. zł łapówki, ale w przeciwieństwie do innych podejrzanych nie został aresztowany – nie wnosili o to katowiccy śledczy. Zrezygnowano nawet z innego zabezpieczenia: poręczenia majątkowego. On sam nigdy nie przyznał się do stawianego mu zarzutu, który nazwa „kompletnym idiotyzmem“.