Prokuratorzy mają pewność, że to Sławomir W. strzelił do swojej 12-letniej córki Urszulki. Później przystawił pistolet do skroni i nacisnął spust. Kryminolog znalazł na prawej dłoni zabitego ślady prochu.
Śledczy nie potrafią jednak powiedzieć, co się stało w mieszkaniu przy Lancewicza. Na stole w pokoju, gdzie Sławomir W. strzelił do dziewczynki, leżały dokumenty. Wśród nich upoważnienia dla żony do dysponowania pieniędzmi z konta. To może wskazywać, że planował samobójstwo. Nie wiadomo jednak, czy do córki strzelił celowo, czy kula trafiła ją, gdy próbowała wyrwać broń z dłoni ojca.
– Więcej będziemy wiedzieli po zapoznaniu się z opinią balistyka i sekcją zwłok dziecka, a także po przesłuchaniu 13-letniego syna, który był wtedy w domu – mówi śledczy.
Chłopiec i żona zabitego Marta (nie było jej w czasie tragedii w domu) są w szoku. – Dopiero za kilkanaście dni będzie można ich przesłuchać – mówi Katarzyna Szeska, rzecznik prokuratury okręgowej. Z naszych informacji wynika, że śledczy chcą też przesłuchać brata Marty W., który pracuje w Straży Miejskiej. Ale mężczyzna od trzech dni nie pojawił się w pracy.
Sąsiedzi i koledzy Sławomira W. mówią, że był miłym, spokojnym człowiekiem. – Jego żona jest w ciąży. Załatwiał jej miejsce w szpitalu – wspomina funkcjonariusz.