Tą jedyną miały być 84 nielegalne podsłuchy telefoniczne, które rzekomo założono za rządów PiS. Po przekazaniu tej informacji kierownictwu PO sprawę nagłośniono, mówiono o wielkiej aferze i procesach dla winnych nadużyć. Po kilku dniach sprawa jednak przygasła. Dlaczego? Okazało się bowiem, że popełniono błąd, bo nielegalnych podsłuchów nie było.
Mechanizm błędu był prosty – sytuację, w której zakładano podsłuch np. od początku stycznia do końca marca, następnie robiono trzy miesiące przerwy, by ponownie założyć podsłuch od lipca do września, w ABW zakwalifikowano, jako podsłuch stały od stycznia do września, a więc zawierający w sobie trzy miesiące (od kwietnia do czerwca) podsłuchu nielegalnego. W rzekomych 84 nielegalnych podsłuchach takich sytuacji było prawie 80, zaś w kilku pozostałych przypadkach doszło do kilkudniowych przedłużeń podsłuchów, wynikających - jak ustalono - z zaniedbania, a nie świadomego działania.
Tak czy inaczej, o żadnej aferze nie mogło być mowy i w efekcie całą sprawę wyciszono. W efekcie z rzekomych wielu afer, do jakich miało dojść za rządów PiS, a które miała wyjaśnić ABW, nie zostało nic. I dlatego – jak twierdzili dobrze poinformowani koledzy – „mojej” sprawy chwycono się, niczym ostatniej deski ratunku. Do tego doszły także inne elementy. Wspomniany Tomek Budzyński miał w latach 2005-2006 szereg kontaktów z ministrem Wassermannem, wynikających z charakteru służby.
Zarówno o tych spotkaniach, o mojej znajomości z Budzyńskim jak i o moich kontaktach z ministrem Wassermannem dotyczących sprawy zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki (minister był i jest wielkim zwolennikiem koncepcji prokuratora Andrzeja Witkowskiego, w oparciu o którą powstała moja książka pt. „Kto naprawdę Go zabił?”) wiedział wiceszef ABW Jacek Mąka. Wiedział, bo od lat przyjaźnił się z Budzyńskim. Przyjaźń skończyła się na przełomie 2007/ 2008 roku, gdy Mąka złożył Budzyńskiemu propozycję nie do odrzucenia – ten ostatni miał zeznać przed komisją ds. służb specjalnych, że jego spotkania z ministrem Wassermannem miały charakter nieformalny, że minister spotykał się na nieformalnych naradach z dziennikarzami, że Budzyński i inni funkcjonariusze ABW podlegali naciskom ludzi PiS, itd.
Budzyński odmówił złożenia nieprawdziwych zeznań. Między dwoma oficerami ABW, niegdyś przyjaciółmi, doszło do ostrej wymiany zdań. W efekcie Budzyński zagroził, że w razie dalszych nacisków ujawni prawdę o aferach ludzi z kierownictwa ABW. Jako przykład podał ponad stumetrowe mieszkanie wiceszefa ABW Jacka Mąki na ulicy Kazimierzowskiej w Warszawie (warte ponad milion złotych), które ten otrzymał bezprawnie za kadencji Andrzeja Barcikowskiego, przed wyborami parlamentarnymi w roku 2005. (Barcikowskiemu zrewanżowano się później zatrudniając go w radzie programowej ośrodka szkoleniowego ABW).