Rozmowy w obu przypadkach bardzo ciekawe, ale – co łatwo dostrzec – obie poszły w kierunku niezgodnym z oczekiwaniami dziennikarzy.
+++
Najpierw Sadurski w „Dzienniku”. Przypomnijmy, że gazeta Roberta Krasowskiego wdała się ostatnich dniach w tyle niezrozumiały, co obrzydliwy atak na blogerkę Katarynę. „Dziennik” nie tylko zaatakował ją za to, że (jak większość blogerów zresztą) ukrywa się pod pseudonimem, ale też z dumą pochwalił się, że wie, kim jest Kataryna i – podając wiele informacji na jej temat – w praktyce ujawnił, kim jest blogerka.
Wobec tego, że zachowanie „Dziennika” skrytykowała większość mediów, a nawet najpoważniejszy publicysta tej gazety, Piotr Zaremba (choć pozwolono mu na to tylko w wydaniu internetowym), pismo Krasowskiego usiłowało jako młota na Katarynę użyć Wojciecha Sadurskiego, profesora prawa, który kiedyś skrytykował słynną blogerkę i domagał się ujawnienia jej tożsamości. Na co liczył „Dziennik” widać w tytule wywiadu: „Anonimowość ma granice”. Niestety potem Sadurski zawiódł Krasowskiego i jego kolegów, bo treść jego wypowiedzi jest w zupełnie innym tonie – otóż całkiem jednoznacznie broni on Kataryny i jej prawa do pozostania anonimową.
Dziennikarze mają prawo do wyboru tytułu wywiadu, jaki uważają za stosowny. „Dziennik” jednak tego prawa nadużył wybierając zdanie z kontekstu, które jest sprzeczne z wymową całego tekstu. Dokonał manipulacji. Zgodnie z zasadą, że jeśli rzeczywistość zaprzecza tezie gazety, to tym gorzej dla rzeczywistości.