"Jak ustaliliśmy, najpóźniej na początku przyszłego roku Amerykanie przekażą nam baterię tych pocisków" - chwalą się swym newsem Jędrzej Bielecki i Artur Grabek. Cytowany przez gazetę wiceszef MON potwierdza te rewelacje, choć jest nieco ostrożniejszy w kwestii terminu ich przyjazdu. "Parioty na pewno będą. Jeśli nie w końcu tego roku, to prawdopodobnie w pierwszych miesiącach 2010 roku" – mówi Stanisław Komorowski.
Skąd ta ostrożność? Skąd zastrzeżenie "prawdopodobnie"? Otóż minister Komorowski w przeciwieństwie do "Dziennika" stara się być po prostu wiarygodny. Na pewno pamięta, że rząd Donalda Tuska wielokrotnie zapowiadał: Patrioty w Polsce będą do końca 2009 roku. A skoro taki scenariusz staje się coraz mniej prawdopodobny, mądrze zaznacza, że prawdopodobny jest też początek 2010 roku. Nic też dziwnego, że "news" "Dziennika" chętnie potwierdza też szef MON Bogdan Klich, bo próba przemienienia klęski w sukces to święte prawo polityków. Czwarta władza powinna jednak raz po raz mówić "sprawdzam".
W tym wypadku "news" "Dziennika" jest zaś o tyle ciekawy, że o tym, iż patrioty staną pod Warszawą ta sama gazeta - podobnie jak inne media w Polsce – informowała już w sierpniu… zeszłego roku.
Na portalu dziennik.pl bez trudu znajdziemy też tekst "„Patrioty na pewno będą w Polsce" z lutego 2009 roku. Czytamy w nim, że "Amerykanie nie wycofują się z obietnicy rozmieszczenia w Polsce pocisków antyrakietowych Patriot". Jest to oczywiście cytat z wiceministra Stanisława Komorowskiego. Wiceszef MON mówił wówczas dziennikarzom w Krakowie, że podpisana w sierpniu 2008 roku deklaracja "jest dokumentem obowiązującym" i podkreślał, że rozmowy ze stroną amerykańską dotyczą tego "w jaki sposób", a nie "czy" bateria Patriotów w 2009 roku powinna się znaleźć na polskim terytorium.
Gdzie więc ten przełom?