W „Wyborczej” pochwała jednego z odsuniętych polityków pod tytułem [link=http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,33181,7125790,Szkoda_Szejnfelda.html" "target=_blank]„Szkoda Szejnfelda”[/link], który był „niezłym wiceministrem gospodarki”, a nawet „prawdopodobnie najbardziej skutecznym ministrem w rządzie Donalda Tuska”. „Uwielbia przedsiębiorców i zawsze ich broni. Ta miłość kosztowała go stanowisko”.
Nie jest to jedyna kosztowna miłość, o której ostatnio głośno. O tej innej dziś trochę mniej — choć „Fakt” drukuje zdjęcia agenta Tomka. Twarz przysłonięta, ale może kobiety coś tam wypatrzą. ?W „Fakcie” najciekawsze jest jednak sprostowanie biura prasowego Sejmu: „W artykułach „Posłowie balują na statku” oraz „Pijacki maraton posłów” (…) znalazła się nieprawdziwa informacja, jakoby w Ostródzie odbyło się w ostatnim czasie posiedzenie sejmowej komisji sportu. W rzeczywistości posiedzenie takie w ogóle nie miało miejsca — zgodnie z przyjętą przez marszałka Sejmu zasadą niewyrażania zgody na odbywanie posiedzeń komisji poza budynkiem parlamentu”. ?To jest zasadnicze wyjaśnienie. ?
Przy sprawach hazardu kręciło się nie tylko CBA, ale i — może zazdrosne — CBŚ, które, jak pisze „Dziennik Gazeta Prawna” „zabezpieczyło” 400 automatów do gier, tak nielegalnie przerabianych, by zyski z nich były naprawdę solidne, a nie jakieś tam parę eurocentów za grę. Straty dla fiskusa miały iść w miliardy złotych. „Pewnie ustalenia CBŚ przeszłyby niezauważone, gdyby nie to, że jesteśmy w środku afery hazardowej, w której Rysiek przepychał swoje interesy u Zbycha, Mira i innych” — [link=http://www.dziennik.pl/opinie/article453967/Automaty_i_slepota_politykow.html" "target=_blank]komentuje Paweł Reszka[/link].
„Gazeta Wyborcza” krzyczy co prawda na pierwszej stronie, że „Lizbona w sobotę”, ale na komentarz się nie zdobyła. Komentarz jest natomiast w „Polsce”: „Aby pokazać się jako mąż stanu, ktoś lepszy od Donalda Tuska, prezydent Kaczyński pośpiesznie podpisze traktat, który chętnie podarłby na kawałki i utopił w Wiśle”. „To trochę chichot historii, że traktat lizboński staje się dziś jednym z elementów w wojnie o prezydencki fotel’” — komentuje Mira Suchodolska, której zdaniem walka toczy się o stanowisko niewiele warte. Prezydent „choć wybierany w wyborach powszechnych tak naprawdę niczego nie może. Większą władczość i kompetencje ma prezydent dużego miasta. Stąd frustracja i skłonność do psujstwa, której ulegali kolejni prezydenci RP — by choć w ten sposób zaznaczyć swoją obecność”.