Koniec sprawy katastrofy bryzy

Wojskowy Sąd Okręgowy w Poznaniu prawomocnie umorzył dziś śledztwo w sprawie katastrofy wojskowej bryzy należącej do Marynarki Wojennej.

Publikacja: 09.12.2009 13:06

Samolot typu "Bryza".

Samolot typu "Bryza".

Foto: Fotorzepa, Bartosz Jankowski

Prokuratura, a dziś także sąd uznali, że przyczyną tragedii były błędy pilota, który ćwiczył awaryjne lądowanie oraz jego instruktora. Jako że obaj zginęli, śledztwo umorzono. Dziś decyzje tę podtrzymał sąd.

Bryza rozbiła się 31 marca na lotnisku w Babich Dołach, gdy piloci ćwiczyli awaryjne lądowanie na jednym silniku. Zginęli wówczas: kmdr por. Roman Berski, kmdr ppor. Marek Sztabiński, kpt. Przemysław Dudzik oraz st. chorąży sztabowy Ireneusz Rajewski.

Pod koniec czerwca Komisja Badania Wypadków Lotniczych ustaliła, że błędy popełniła załoga, która podczas szkoleniowego podchodzenia do lądowania z jednym silnikiem, zbyt mocno otworzyła klapy samolotu. Bogdan Klich szef MON ocenił, że była to "nonszalancja, rutyna, która bardzo źle kończy się w powietrzu".

Śledztwo równolegle prowadziła Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu, która w październiku go umorzyła. - Podstawą były wnioski Komisji Badania Wypadków Lotniczych - przyznaje w rozmowie z "Rz" pułkownik Tadeusz Cieśla, szef prokuratury. Śledczy nie dopatrzyli się winy przełożonych. - Zadaniem prokuratury nie jest szukanie winnych, którzy moralnie odpowiadają za śmierć - podkreśla Cieśla. Zażalenie na umorzenie złożył pełnomocnik jednej z rodzin ofiar. - Sąd utrzymał w mocy decyzję prokuratury o umorzeniu - poinformował "Rz" ppłk Daniel Błaszak, rzecznik sądu. - Uzasadnienie będzie sporządzone w późniejszym czasie.

Dwa miesiące przed tragedią, co ujawniła "Rz" szef Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej Nakazał ograniczyć liczbę godzin w powietrzu pilotom aż o połowę w stosunku do tegorocznych planów, które i tak są o 50 procent mniejsze w porównaniu z rokiem ubiegłym. Powodem były oszczędności. Piloci żalili się, że przestali latach.

Po wypadku bryzy ujawniliśmy również, że kpt. Przemysław Dudzik od Przemysław Dudzik od dwóch lat starał się o odejście z jednostki, był sfrustrowany i rozgoryczony systemem szkolenia w jednostce. Ostatni wniosek o przeniesienie złożył 10 miesięcy przed tragedią. "Wniosek swój motywuję brakiem możliwości wykonywania zawodu pilota na obecnie zajmowanym stanowisku" - pisał Dudzik. - "Osiągany w skali roku nalot, brak dynamiki szkolenia oraz niezmiernie niska częstotliwość wykonywanych lotów powoduje, że w czasie realizowania zadań lotniczych odczuwam oczywisty dyskomfort".

Pilot wprost zarzucał przełożonym łamanie procedur. Dudzik rozpoczął szkolenie na drugiego pilota na samolocie An-28 w 2006 r. Szkolenie takie powinno trwać nie dłużej niż rok, chodzi o to, że pilot musi wyrobić sobie nawyki latania, dlatego procedury określają dokładnie: 94 loty muszą być wykonane w ciągu 39 godzin i 10 minut.

Prokuratura, a dziś także sąd uznali, że przyczyną tragedii były błędy pilota, który ćwiczył awaryjne lądowanie oraz jego instruktora. Jako że obaj zginęli, śledztwo umorzono. Dziś decyzje tę podtrzymał sąd.

Bryza rozbiła się 31 marca na lotnisku w Babich Dołach, gdy piloci ćwiczyli awaryjne lądowanie na jednym silniku. Zginęli wówczas: kmdr por. Roman Berski, kmdr ppor. Marek Sztabiński, kpt. Przemysław Dudzik oraz st. chorąży sztabowy Ireneusz Rajewski.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Materiał Promocyjny
Szukasz studiów z przyszłością? Ten kierunek nie traci na znaczeniu
Kraj
Ruszyło śledztwo w sprawie Centrum Niemieckiego
Materiał Partnera
Dzień Zwycięstwa według Rosji
Kraj
Najważniejsze europejskie think tanki przyjadą do Polski
Kraj
W ukraińskich Puźnikach odnaleziono szczątki polskich ofiar UPA